piątek, 14 sierpnia 2015

4. Nie mogę się w nim zakochać.

Emily


    Noc spędziłyśmy oglądając filmy - wyciskacze łez. Oglądając jeden z nich, "Gwiazd naszych wina" płakałyśmy jak bobry. Tak samo na dwóch kolejnych. 
Właśnie jadłyśmy lody i płakałyśmy na "Miłości bez końca", kiedy usłyszałyśmy krzyki pod oknami. 
-Emily kochanie! Śliczna! Emmo! - Jake (najebany w cztery dupy) krzyczał, przy czym ledwo stał na nogach. Wychyliłyśmy głowy przez okno.
-O! Em! Skarbie chodź do mnie! M-marzę o tobie, o twoich ustach...-Jake zaczął niewyraźnie mówić, kiedy Amy mu przerwała.
-Zamknij się pojebie! Jesteś pijany, nie rób scen! Idź się prześpij i wróc tu jutro. Trzeźwy.
-Ale ja chce się przespać... z Emmą - wybełkotał, na co przewróciłam oczami
-Pa, Jake! - krzyknęłam do niego, a on podniósł ręce do góry.
-Kochanie nie! Zaczekaj, już do ciebie idę!- zawołał, po czym zaczął się wspinać na drzewie, które rosło koło mojego okna.
-Jake, co ty do kurwy robisz?!- wrzasnęłam, nie miałam ochoty na nic związanego z pijanym Jakiem.
-Cii...- uciszył mnie. Po chwili razem z Amy krzyczałyśmy na niego, że ma złazić z tego pieprzonego drzewa i dać nam spokój.
-Co sie dzieje?- zapytał Brad. 
Super! Jeszcze jego mi tu brakowało.
Westchnęłam i wskazałam palcem na Jake'a który próbował wejść na drzewo.
-Chce tu wejść -powiedziała Amy, tak jakby Jake był jakimś kosmitą czy coś. Simpson westchnął.
-Jake złaź. Mam trawkę - Brad próbował "przekupić" napalonego Jake'a. Mój pijany książę spojrzał na Brada, jak dziecko na zabawkę. 
-Okej - zawołał i dosłownie spadł z drzewa. Patrzyłyśmy z Amy na nich, jak na idiotów.
-To.. dobranoc - powiedział Brad
-Um.. tak. Dobranoc. O i Brad?
-Hm?- chłopak odwrócił się w moją stronę i uniósł brwi.
-Dzięki- uśmiechnęłam się nieśmiało, a on tylko skinął głową.


Po jakże miłej wizycie Jake'a poszłyśmy spać. Przez niego nie miałyśmy ochoty oglądać filmów, nawet obrzydził nam lody. Lubiłam go, ale kiedy był pijany zachowywał się jak napalony desperat.
Zdecydowanie mi się to nie podobało.

W nocy, ok 3:15 obudził nas huk. Ktoś rzucił kamieniem w okno! Szkło było rozsypane w pokoju po podłodze, a wśród niego zauważyłam kamień z przyczepioną karteczką. Omal nie dostałam zawału. Przysięgam, cała drżałam. Amy zasłoniła usta ręką.
-Co do kurwy?- prawie krzyknęłam, Amy była przerażona.
-Jezu, Emily boję się... Co jest napisane na tej kartce?- zapytała, po czym kucnęła i podniosła kartkę. Patrzyłam na nią jak czyta... Coraz bardziej się trzęsła, a na jej policzkach pojawiały się rumieńce. Kurwa, co tam jest napisane?!
Gdy przyjaciółka przeczytała, spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem. Nic nie mówiąc, wzięłam kartkę z jej trzęsących się rąk.

"Widzę, że dobrze idzie ci udawanie niewinnej i milutkiej dziewicy. Hm, ale wiesz co? Ja ci nie wierze, suko. Takie dziwki jak ty nie powinny chodzić po tym pieprzonym świecie. I tak nie będzie, już nie długo. Nie dawno przyjechałaś, a już owinęłaś sobie w okół palca nie jednego chłopaka. Jeśli cię wystraszyłem i się boisz kaleko, na twoim miejscu nie dzwoniłbym po przyjaciela... być może jego hamulce nie są sprawne? Ale co ciebie to obchodzi. Nie masz uczuć suko. Buziaki, MR."

-Kto to do kurwy jest MR?!- zdenerwowałam się. Trzęsłam się jak galaretka, a do oczu cisnęły mi się łzy. Tak cholernie się bałam.
-Emily, kurwa co teraz? Nie możemy zostać tu same...
-Wyjść też nie możemy... Jak ten psychopata jest gdzieś na dworze?- rzekłam, a w mojej głowie pojawiło się tysiąc czarnych scenariuszy.
-Kurwa. Może to Jake i Brad robią sobie z nas jaja? Naćpali się. - zasugerowała brunetka, a ja uznałam ten pomysł za całkiem realny. Amy zadzwoniła do Brada. Powiedział, że to nie on i dodał: "Jak mogłaś podejrzewać o to mnie?!".
Chwilę później ktoś wszedł do domu. Spanikowałyśmy, bo do kurwy! Może to ten psychol!?
Chwyciłyśmy szybko przedmioty, które były pod ręką. Miały nam służyć jako broń, choć nie za bardzo się do tego nadawały. Ja miałam swoje kule, a do jednej ręki wzięłam lampkę, za to Amy szklankę i mojego obcasa, którego wygrzebała szybko z szafy.
Schowałyśmy się za drzwiami i czekałyśmy...
Gdy usłyszałyśmy kroki, zamarłyśmy. Wtedy ktoś się odezwał:
-Emily! Amy! Jesteście tu?- odetchnęłam z ulgą, na głos Brada.
-Taak! Na górze- odkrzyknęłam. Wyszłyśmy z ukrycia, ale nadal trzymałyśmy nasze bronie.
-Po co wam lampka i obcas?- zapytał, z nieodgadnioną miną.
-Nie ważne. Co tu robisz?- teraz to ja zapytałam.
-Przecież słyszałem co się stało! Nie możecie zostać tu same - odpowiedział, a ja zastanawiałam się czemu się tak zachowuje. Amy pokazała liścik Brad'owi, a ten po przeczytaniu uniósł brwi.
-Jesteś dziewicą?- zapytał, a ja uderzyłam go lampką w ramię.
-Brad!- krzyknęłam, a on uniósł ręce do góry, w geście kapitulacji.
-Kto to MR?!- Brad krzyknął, nie wiem czemu był tak zaniepokojony.
-Nie wiem... Boże, mam tego dość- wyszeptałam kiwając głową i zacisnęłam powieki, aby się nie rozpłakać. I do chuja z tym, nie udało się - po policzkach spływały mi łzy.  Brad patrzył na mnie smutno, a Amy była jak w transie.
-Kurwa...- powiedziałam i uśmiechnęłam się smutno, po czym wytarłam oczy. - Dobra, muszę tu posprzątać - wymamrotałam i poszłam po odkurzacz.
-Pomogę ci - powiedział Brad, co mnie mega zdziwiło. Amy siedziała na łóżku i patrzyła na dywan, co chwilę kiwając głową.

Brad pomógł mi posprzątać, po czym wszyscy przenieśliśmy się do salonu.
Włączyliśmy telewizor i zaświeciliśmy światła w całym domu. Strasznie się bałam, ale przynajmniej Brad był z nami, przez co trochę mi ulżyło. Postanowiłam nie przejmować się, bo jeszcze trochę, a wylądowałabym w psychiatryku. No cóż, nie było łatwo nie bać się psychopaty, który mi grozi i być może czai się przed domem, aż uśniemy i zadźga mnie nożem...
Ugh, wyobraźnia zaczęła działać.
Leżeliśmy wszyscy na kanapie, oglądając jakiś szajs, a ja próbowałam usnąć.
Nagle wszystkie światła zgasły. Amy nie wytrzymała i zaczęła klnąć jak szewc, a ja nie mogłam nic z siebie wydusić.
-Czekajcie tu, zaraz wrócę- rzekł Brad, na co pokiwałam stanowczo głową.
-Pojebało cie?! Nie zostaniemy tu same - krzyknęłam trzęsąc się.
Kurwa, już nie żyjemy.
-Nie świruj Em. Pewnie tylko wybiło korki - odpowiedział spokojnie Brad, co mnie wkurzyło.
-Nie! Idziemy z tobą!- nie dałam za wygraną, na co chłopak tylko westchnął.
Ktoś zaświecił latarką po oknie.
-Kurwa Brad!- krzyknęłam i zaczęłam szlochać razem z Amy. Brad wybiegł na pole, a ja za nim pokuśtykałam (tak wiem, zostawiłam Amy samą w domu, ale strasznie się bałam - w takich chwilach zdarza się mi być samolubną zdzirą). Ktoś już uciekł, widzieliśmy tylko biegnącą czarną sylwetkę. Nawet nie udało nam się rozpoznać płci tej osoby...
Byłam roztrzęsiona i płakałam jak bóbr. Życie jest takie do dupy! Ku mojemu zdziwieniu, Brad podszedł do mnie i mnie przytulił. Potrzebowałam tego, bardzo... Ale musiałam przestać się z nim przytulać, bo przestraszyłam się moich uczuć... Gdy mnie przytulał - poczułam się naprawdę dobrze, a do tego w moim brzuchu szalał nie jeden motyl. Bałam się moich uczuć co do niego, przecież ja nie mogę go kochać! Ugh, to wszystko jest takie popieprzone.
Nie mogę się w nim zakochać. I tak się nie stanie... Teraz tak się czuję przez tego psychola, namieszał mi w głowie i w ogóle... Muszę iść spać. Tak, to mi dobrze zrobi.

                                                                                                           ***

Rano obudziła mnie Amy, która ściągnęła ze mnie koc. Spojrzałam na nią wzrokiem mordercy, a ona uśmiechnęła się smutno.
-Coś się stało?- zapytałam
-Nie nic, po za tym że w nocy ktoś cię zastraszał i prawie umarłam na zawał - sarknęła.
-Amy, pewnie ktoś robił sobie ze mnie jaja - próbowałam pocieszyć przyjaciółkę, choć sama w to nie wierzyłam. Brunetka tylko westchnęła i zapytała, co chcę na śniadanie. Nie byłam głodna - w nocy wystarczająco się najadłam.. strachu.
Siedziałam ze złamaną nogą wyłożoną na stole i przeglądałam instagrama, Amy jadła płatki z mlekiem, a Brad spał. Nagle zadzwonił telefon Amy, przez co chłopak się obudził.
-Halo?- dziewczyna odebrała. -Teraz? Mamo... Ugh, no dobra. Pa- Amy rozłączyła się i spojrzała na mnie smutno. Uniosłam brwi, oczekując odpowiedzi.
-Muszę wracać do domu. Mama znowu coś wymyśliła - powiedziała zirytowana.
-W porządku, poradzę sobie sama - odparłam, choć tak naprawdę nie chciałam zostać sama.
-Nie ma mowy. Jedź ze mną, nie możesz zostać sama w domu.
-Ja mogę z tobą zostać - wtrącił się brunet, a ja spojrzałam na niego zawstydzona.
-O, to załatwione! Mam nadzieję, że uda mi się wrócić wieczorem - rzekła Amy, po czym wstała i ubrała buty.
-Poczekaj, zaraz wracam - powiedział Brad, chwilę po wyjściu przyjaciółki. Nic nie odpowiedziała, tylko skinęłam głową.
W czasie nieobecności chłopaka umyłam zęby i przebrałam się. Pogoda nie dopisywała, więc ubrałam się ciepło. Nie chciałam stroić się dla Brada, więc postawiłam na dresy i bluzę.
Nie minęło nawet 15 minut, kiedy brunet przyszedł do mnie. On również miał na sobie dresy.
Kurwa, nawet w dresach wygląda nieziemsko...
-Jestem!
-Jakbym nie zauważyła -odpowiedziałam sarkastycznie. Chłopak pokręcił głową z uśmiechem na twarzy.
-Wypożyczyłem kilka filmów -powiedział, kiedy ściągał kurtkę. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Co?- zapytał i uniósł brwi.
-Nic.. po prostu, zajmujesz się mną jakbym była dzieckiem. Chorym dzieckiem - odpowiedziałam rozbawiona.
-W sumie, nie masz jeszcze 18lat, masz złamaną noge i możesz nabawić się choroby psychicznej....-zaczął wymieniać, a ja przerwałam mu rzucając w niego poduszką. Chłopak się zaśmiał i usiadł koło mnie na kanapie.
-To co? Oglądamy? - zapytał, a ja skinęłam głową. Wzięłam od niego reklamówkę z filmami i zaczęłam je przeglądać.
-"Pamiętnik"? Aww słodki jesteś!- wykrzyknęłam ze śmiechem.
-Spadaj. Myślałem, że lubisz takie... no wiesz -chłopak zaczął się tłumaczyć. Wiedziałam, że wypożyczył go z myślą o mnie, ale lubiłam mu dokuczać.
-Jasne, że lubię. Tak samo jak ty!- powiedziałam, przesłodzonym głosem. Brad nic nie odpowiedział, tylko wyrwał mi film z ręki.
-Ej!
-W takim razie oglądamy "Iron man'a"- odparł, udając obrażonego.
-Nie! Nie. Żartowałam...-powiedziałam, a on spojrzał na mnie. -Słodziakuu!- rzekłam i uszczypnęłam go w policzek, jak małe dziecko.
-Oo wypchaj się!- powiedział i przewrócił oczami.
-Dobra, już nie będę tak robić- zaśmiałam się, próbowałam mieć poważną minę. - Słowo harcerza!- powiedziałam, podnosząc rękę jakbym się zgłaszała.
-Byłaś harcerką? -zapytał, mrużąc oczy.
-Nie - odparłam, a on się zaśmiał.
                                                                                                          ***


Leżeliśmy na kanapie oglądając "Pamiętnik". Brad trzymał moje nogi na kolanach, co musiał robić bo hello! mam złamaną nogę i było mi tak wygodnie.
Wow, zabrzmiałam jak zdzira.
Film się jeszcze nie skończył, a ja miałam wrażenie jakbym wypłakała wszystkie łzy. Tak, płakałam jak bóbr. Spojrzałam na bruneta, który trzymał poduszkę pod brodą i miał łzy w oczach.
-Brad, ty płaczesz!- krzyknęłam zaskoczona, mile zaskoczona.
-Nie płacze. Po prostu dźgnąłem się w oko...i- zaczął się tłumaczyć, a ja gapiłam się na niego uśmiechnięta.
-Jasne, jasne! Przyznaj się, że nie jesteś takim dupkiem, tylko wrażliwym, miłym chłopakiem, który...-zaczęłam mówić, ale Brad przerwał mi, rzucając we mnie poduszką.
-Spadaj...- powiedział, a ja zaczęłam się jeszcze bardziej szczerzyć.
-Masz nikomu nie mówić...- powiedział, na co ja przewróciłam oczami.
-Okej -odparłam i wróciłam do oglądania filmu.
Po obejrzeniu "Pamiętnika",  zdecydowaliśmy oglądnąć jeszcze jeden film. Brad uparł się, żeby oglądać "Iron man'a".
Na połowie filmu usnęłam. Niestety moja drzemka nie potrwała długo - zostałam brutalnie obudzona przez Brada. Zawisł nade mną (leżał na mnie) i obudził mnie... gdy otworzyłam oczy zobaczyłam bruneta, który "celuje" we mnie śliną! Fuj. Zaczęłam krzyczeć i próbowałam wydostać się spod ciała Bradleya. Ja panikowałam, a chłopak śmiał się jak głupi. Skończyło się na tym, że zrzuciłam Brada na podłogę i na niego wskoczyłam. Teraz to ja na nim leżałam.
-Zemsta jest słodka... -powiedziałam z diabelskim uśmiechem na twarzy, po czym zaczęłam "celować" śliną w chłopaka. Niestety Brad na to nie pozwolił i przerzucił mnie tak, że teraz to ON na mnie leżał. Uniósł brwi i uśmiechnął się lekko.
-Zemsta jest słodka, powiadasz?- jego głos wywołał rumieńce na mojej twarzy. Zaczerwieniona, zdołałam tylko skinąć głową. Ta sytuacja coraz bardziej zaczęła mi się podobać...
Cholera. To zmierza w złym kierunku...
Przerażona moimi uczuciami, wykrztusiłam z siebie:
-Um... Dobra, koniec tego. Muszę wstać...- powiedziałam do chłopaka, a on uniósł brwi.
-Myślisz, ze pozwolę ci wstać? Zemsta będzie słodka, księżniczko.


                  ____________________
             Przepraszam, że rozdział
        jest krótki ale (mam nadzieję, że
        zrozumiecie) są wakacje, a w
        w dodatku zepsuł mi się laptop
        więc muszę pisać rozdziały na                   telefonie. Proszę was, komentujcie!
        Bardzo mi zależy na weszej opinii.
        Pod ostatnim rozdziałem jest tylko
        1 komentarz, co bardzo mnie                     rozczarowało i zaczęłam myśleć                    nad skończeniem tego bloga...
       

                  *Czytasz - komentuj!*
               









poniedziałek, 27 lipca 2015

3. Jednak się myliłam.

Emily


           12 godzin temu byłam martwa. Serce przestało bić, oddech nie wydobywał się spomiędzy warg. Nie żyłam. Wszystko minęło- ból, płacz, wrzaski ojca i oszczerstwa Ann. Niestety, tylko na moment. Nie wiem jak długo nie oddychałam, ale "ożyłam". Na pewno za pomocą lekarzy,bo jeśli zależałoby to tylko ode mnie - nadal bym nie oddychała, a moje serce by nie biło. 
Obudziłam się na obcym łóżku. Otaczały mnie cztery, niebieskie ściany. Jak sądziłam ściany w szpitalach powinny być jasne i "uspakajające". Myliłam się. Kolor ścian przyprawiał mnie o mdłości, wcale nie uspakajał! Moja głowa pękała od nadmiaru myśli, a on nie pomagał. Mój żołądek wywracał się do góry nogami, gdy tylko pomyślałam o Ann, on nie pomagał. Kręciło mi się w głowie, kiedy zobaczyłam gips na nodze, on nie pomagał.
Muszę przestać o wszystko winić kolor ścian, inaczej tu zwariuje.
Tak, gdybym nadal obwiniała niebieskie ściany, zapewne nie byłabym już w szpitalu, tylko w psychiatryku.
Miałam z tysiąc pytań. Tysiąc pytań, na które zapewne nie znajdę odpowiedzi... Próbowałam sama na nie odpowiedzieć...
1.Kto zadzwonił po karetkę? Na pewno nie Ann. Bo po co najpierw próbowała mnie zabić (prawie się jej udało), a potem mnie ratować? Tak, na 100% to nie Ann zadzwoniła po karetkę.
2. Dlaczego mam gips na prawej nodze i masę ran na lewej? Czyli Ann nie zaprzestała na rozbitej głowie. 
3. Ale ja nie żyłam! Po co złamała mi i pocięła nogi?! 
4. ZDZIRA.
5. Jak ja to wytłumaczę Amy i Joshowi, skoro sama nie wiem jak to się wszystko stało?! 
6. Życie jest nie fair.

Właśnie... Pozwolę sobie się zacytować: "Próbowałam sama na nie odpowiedzieć.." PRÓBOWAŁAM. Gówno z tego. Nadal na żadne z nich nie znałam odpowiedzi.
Postanowiłam przestać myśleć, bo nic dobrego z tego nie wynikało. Zawroty głowy, bóle brzucha i mdłości - nie to chciałam uzyskać.
Nie pozostało mi nic, tylko leżeć i czekać.
Ciekawe, jak wytłumaczy mi to lekarz... Ha, ciekawe jak to Ann przedstawiła! Przewróciłam się, uderzyłam w głowę - to rozumiem, ale co dalej? Jak wytłumaczy stan moich nóg? Stałam się zombie i złamałam sobie nogę, ale żeby jeszcze bardziej się upodobnić do moich bratnich dusz, czyli zombie - pocięłam sobie drugą nogę?! No, ciekawa jestem...  
Jak na zawołanie do sali wszedł lekarz. Popatrzył na mnie, z góry na dół przez co na moje policzki wkradł się rumieniec. Pan Robert Wales (przeczytałam jego imię na etykietce na fartuchu) usiadł na krześle przy moim łóżku i pokręcił głową. Nie rozumiałam jego zachowania, więc uniosłam brwi do góry.
-Dlaczego?- zapytał bardzo łagodnie (jakbym była agresywna lub chora psychicznie).
-Co "dlaczego"? - odparłam najspokojniej jak się dało. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Coraz bardziej się denerwowałam, a moje ciśnienie rosło.
-Dlaczego chciałaś się zabić? Popełnić samobójstwo...- jego słowa dosłownie mnie uderzyły.
-CO? Ja, zabić?!- niemalże wykrzyknęłam. Wersja z zombie o wiele bardziej mi się podobała.
-Inaczej nie da się tego wyjaśnić, panno Parker. Pocięłaś sobie nogę, drugą zaś złamałaś a potem uderzyłaś głową prawdopodobnie o kant stołu.
-Bzdura - ledwo wymamrotałam... Nie wiedziałam co myśleć, a co dopiero co powiedzieć. Patrzyłam przed siebie, myśląc co odpowiedzieć.
Jeśli powiem, że to nie prawda i opowiem całą historię o ojcu i Ann, Harry i Maura stracą rodziców.
Jeżeli powiem, że to prawda. Wyślą mnie do psychiatryka i zrobią ze mnie wariatkę, która pocięła sobie nogi. 
Zerknęłam na lekarza i momentalnie zrobiło mi się nie dobrze. Myślałam, że zwymiotuje... Ale to nie jego widok przyprawił mnie o mdłości. W drzwiach pojawili się Amy i Josh.

-Cześć, Em. - przywitała się ze mną Amy. Wyglądała na doinformowaną, nie pytała o nic. Patrzyła na mnie smutno, ze zrozumieniem.
Czego jej naopowiadali?! 
-Możemy z nią zostać? Sami?- Josh zwrócił się do lekarza. To nie brzmiało jak pytanie, raczej jak rozkaz. Facet w fartuchu skinął głową i odszedł.
-Emma, tak nam przykro...- powiedziała Amy i położyła się koło mnie. Josh usiadł koło nas na łóżku.
-Jak to się stało?- tym razem, to ja zapytałam. Chciałam wiedzieć, jaką wersje wydarzeń znają.
-Nie dzwoniłaś, ani nie esemesowałaś więc poszliśmy do ciebie. Drzwi był otwarte, więc weszliśmy...- Josh przełknął ślinę i znów kontynuował - Leżałaś tam, cała zakrwawiona... Twoje nogi były pocięte i siwe, a pod twoją głową była kałuża z krwi... Nie myśleliśmy za wiele i zadzwoniliśmy po karetkę. Nie żyłaś, Emily... Ann przyszła, raczej przybiegła z młotkiem w ręce. Zaczęła krzyczeć i panikować, ale tak na prawdę tylko udawała. Wiedzieliśmy, że to ona ci to zrobiła. Kiedy zapytaliśmy, po co jej młotek, oburzyła się i powiedziała, że myślała że jacyś włamywacze tu są. Zaczęła zwalać wszystko na nas...
-Dobra, dosyć -zaprotestowałam. Nie chciałam więcej tego słuchać. Kiedy Josh powiedział, że wiedzą, że to zrobiła Ann - poczułam ulgę...
-Oni myślą, że chciałam popełnić samobójstwo...- wydusiłam z siebie.
-Wiemy... Ann oczywiście to zasugerowała. Zaprzeczaliśmy, powiedzieliśmy że to był wypadek, że może ktoś cię pobił na ulicy, ale oni nie słuchali... Przepraszam, Em - Amy prawie szlochała. Zrobiło mi się jej szkoda, no bo... Do cholery! Czemu ona ma cierpieć?! Nie wystarczy, że ja to robię? Życie jest do dupy.
-Amy, nie masz za co przepraszać...- próbowałam ją przekonać -A poza tym podsuneliście mi świetny pomysł - powiedziałam z uśmiechem na ustach. Popatrzyli na mnie z uniesionymi brwiami.
-Powiem, że pamiętam jak ktoś na mnie napadł - zaczęłam udawać, jakbym mówiła to lekarzowi, czyli przerażona i ze łzami w oczach. Musiało to komicznie wyglądać...- Szłam do domu i ktoś nagle mnie złapał. Miał maskę, nie widziałam jego twarzy. Uderzył mnie w głowę i... resztę nie wiem. Nie pamiętam...
-Dobre!-wykrzyknął Josh, a ja uśmiechnęłam się dumnie.
Rozmawialiśmy jeszcze tylko godzinę, bo musieli wracać pomóc szykować park na koncert. Oboje są w wolontariuszu.
Świetnie... A tak chciałam iść na ten koncert! Teraz to raczej nie możliwe...



Brad


Poszedłem z chłopakami na próbę. Mieliśmy zagrać jako support Fifth Harmony, już w ten piątek!
Zostały nam tylko dwa dni, więc musieliśmy się pośpieszyć z próbami.

Czekaliśmy, aż przygotują scenę. Trochę to dziwne, nie jesteśmy znani i popularni, a występujemy jako support 5th! Już nie mogłem się doczekać. Wyobrażałem sobie, jak stoimy na scenie, jak zaczynamy grać, a publiczność wiwatuje i świetnie się bawi. Trochę bałem się, że tak nie będzie... że, nie spodobają się ludziom nasze piosenki.
-Cześć- powiedział Josh. Zdziwił mnie, bo nie zachowywał się tak jak zawsze. Był jakiś...smutny.
-Hej - przywitała się Amy, która również nie była taka jak zawsze. Wyglądała na naprawdę zmartwioną. Przywitaliśmy się z nimi, powiedzieli nam że pomagają w przygotowaniu sceny i ozdób, ponieważ są w wolontariuszu.
Wow, mnie by się nie chciało. Nie wiem czy ich podziwiać czy wyśmiewać... 
Gadaliśmy o piosenkach, które zaprezentujemy. Rozmowę przerwał nam telefon Amy.
-Halo?... I?...Uff... To dobrze... Kiedy wychodzisz?... Super!... Muszę kończyć, ale zadzwonię jak skończymy szykować scenę, dobrze?.... Okej, papa! - przysłuchiwaliśmy się jej rozmowie.

-Emily?- zapytał Josh, który był mega zaciekawiony i zestresowany.
-Tak... Wszystko dobrze - odpowiedziała mu, a on cicho westchnął z ulgą.
-O co chodzi?- zapytał Connor, równie ciekawy jak ja.
-Um.. Em jest w szpitalu.
-Co? Czemu?- zdziwił się James
-Ktoś ją napadł... - zaczęła Amy i po jej policzkach spłynęły łzy.
-I? Co jej zrobił?- Connor był naprawdę wystraszony...
O co mu chodzi? Podoba mu się Em?! 
-Sorry, Con... ale nie dam rady o tym mówić...- odpowiedziała smutnie Amy. Connor nie dawał za wygraną. Spojrzał wymownie na Josha i uniósł brwi. Ja również byłem ciekaw, ale.. do kurwy, to nie moja sprawa! Nie chce mówić, to nie.
-Ach..- Josh westchnął.- Zabił ją. Nie oddychała przez kilka minut, ale i tak... Nie żyła. Na szczęście znaleźliśmy ją i zadzwoniliśmy po karetkę.
-O kurwa!- wykrzyknął głośno Connor.
Chyba rzeczywiście podoba mu się Emily.  
Kutas.

-Ale już wszystko w porządku? - to pytanie zadał oczywiście Connor.
-Tak.. Ma jedną nogę złamaną a drugą... zmasakrowaną.
-Przyjdzie na koncert w piątek?- zapytał Con, patrząc na Amy.
-Nie wiem..
Josh i Amy poszli przygotowywać scenę i inne pierdoły, a my zaczęliśmy stroić instrumenty.




Emily


Dziś piątek, a ja nadal w szpitalu. Poprosiłam lekarza, aby mnie dziś wypuścili. Powiedziałam, że czuje się już o wiele lepiej (nie prawda) i że bardzo chcę iść na festiwal z przyjaciółmi (prawda). Doktor zastanawiał się przez chwilę i... nie zgodził się. Byłam taka zła, zdolna do zamordowania lekarza! Dobra, nie zabiłabym go ale ... ughh! Tak bardzo chciałam iść na ten koncert. Jedyne co mogłam zrobić, to podziękować Ann.

Chwilę później odwiedzili mnie Amy i Josh. Weszli do sali z rękami złożonymi jak do modlitwy i uniesionymi brwiami. Czekali na odpowiedź... Niestety, pokiwałam głową.
-Nie wypuszczą mnie...- westchnęłam i poklepałam miejsce obok mnie, dając znak żeby usiedli.
-W porządku... Jak ty nie idziesz, my również. Posiedzimy z tobą!
-Tak! I tak nie chciałem iść. Kupię lody i pogadamy. Będzie o wiele lepiej niż na festiwalu...- Josh próbował mnie przekonać.
-Nie ma mowy! Idziecie!- zaprzeczyłam, nie tolerując odmowy. -Josh, nie umiesz kłamać- wyznałam z uśmiechem na twarzy.
-Em, kurwa musisz iść!
-Proszę nie dobijaj mnie - zaszlochałam i położyłam się na łóżku.
-Mam pomysł... Lekarz skapnie się jak znikniesz na kilka godzin?? - Josh zaskoczył mnie swoim pytaniem...
-Co masz na myśli?
-Porwiemy cię, uciekniesz, rozumiesz?- wytłumaczył chłopak. Zastanawiałam się przez chwilę.
-Zgoda!
-Wy chyba sobie żartujecie!- krzyknęła Amy z niedowierzaniem.
-Nie, naprawdę - powiedziałam całkiem poważnie, spojrzałam na Josha i uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech. Amy pokręciła głową ze śmiechem.
-Wariaci - zaśmiała się.

Myśleliśmy nad naszym planem. Trochę się bałam -przyznaję bez bicia, ale musiałam zaryzykować!
Wymyśliliśmy już, jak wydostanę się ze szpitala, gorzej było z planem dojścia do parku. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy zadzwonić po Jake'a ... Mieliśmy do wyboru również Brada i Jamesa, ale ja nie chciałam. Mimo, że ich polubiłam, nie chciałam im robić kłopotów. Jake też jest w szkolnej elicie, jest kapitanem drużyny piłkarskiej i w dodatku chodzi z największą laską ze szkoły.
Czemu ja się zgodziłam?!
Josh go zaproponował, bo jest jego kuzynem. Jednak, gdy mi o nim opowiadał nie wspomniał nic o elicie! Kiedyś go zabije, przysięgam.

Jak na razie, wszystko dobrze szło. Nie zostałam zauważona przez żadnego lekarza ani pielęgniarkę, więc poczułam się o wiele lepiej. Czułam, że mogę zrobić wszystko - nawet ze złamaną nogą i bandażem na głowie! Wydostałam się ze szpitala i czekaliśmy na Jake'a. W końcu nadjechał, a ja szybko pokuśtykałam do samochodu. Na szczęście Josh ukradł/pożyczył kule.
-Hej, jedź jedź jedź!- krzyknęła podekscytowana Amy, a ja się zaśmiałam. Jake nic nie odpowiedział, po prostu odjechał.
-Czy wam do reszty już odbiło?- odezwał się w końcu Jake. W odpowiedzi zaśmialiśmy się.
-Dzięki Jake, ratujesz nam dupe!- podziękował Josh, za nas wszystkich. - Z powrotem, też możemy na ciebie liczyć? - zapytał, błagającym tonem Josh.
-Jasne...- uśmiechnął się kuzyn, a ja poczułam ulgę.  Jake zawiózł nas do domu Amy, żebyśmy mogły się przygotować i poczekał na nas. Amy pożyczyła mi swoją sukienkę. Długo myślałyśmy co zrobić z moim bandażem na głowie i w końcu wymyśliłyśmy (może i nienajlepszy) pomysł. Amy przykryła mi bandaż wiankiem i żebym nie czuła się samotna, sama również go założyła. Nie malowałam się, ani nie robiłam nic z moimi włosami - po prostu rozpuściłam je. Trochę stresowałam się pójściem na koncert bez makijażu i wyprostowanych włosów.. Ale nie miałam innego wyjścia, miałam wracać za 2 godziny i nie miałabym czasu na zmywanie makijażu.  Założyłam kardigan i byłam gotowa do wyjścia.


                              http://www.polyvore.com/friday_concert/set?id=169978544



Chwilę później, byliśmy już na miejscu. Usiadłam z Amy przy barku, a Josh poszedł pod scenę. Siedziałyśmy i jadłyśmy lody, kiedy na scenę wyszli The Vamps. Byłam bardzo podekscytowana ich występem. Zaczęli grać, a Brad zaczął śpiewać.
Wow.
Klaskałyśmy w dłonie, podczas coveru 1D który wykonywali. Podobało mi się i to bardzo! Warto było uciec ze szpitala.  Potem zaprezentowali swoją piosenkę, która naprawdę przypadła mi do gustu. Wszyscy podskakiwali (oprócz mnie oczywiście i Amy, która mi towarzyszyła), śpiewali i klaskali. Trochę im zazdrościłam, ale i tak świetnie się bawiłam. Chłopacy zeszli ze sceny i weszły dziewczyny! Bardzo lubię ich piosenki, ale myślę że większość osób przyszła popatrzeć na ich taniec... i ciało.


Brad


Zeszliśmy ze sceny! Boże, to było niesamowite! Mógłbym występować przez całe życie!
Podczas naszego występu zauważyłem Emily. Siedziała przy barku z Amy i klaskała w dłonie. Zagapiłem się na nią, sam nie wiem dlaczego. Wyglądała na zadowoloną, na ten widok automatycznie się uśmiechnąłem.


Na scenę weszły dziewczyny. Wyglądały... wow.
Gorącegorącegorące.
Świetnie wypadły, szczególnie jeśli chodzi o taniec. Wiedzą jak się ruszać!
Na końcu mieliśmy razem wykonać jedną z ich piosenek.

Weszliśmy na scenę i przygotowaliśmy się do występu. Ja miałem szczęście stać koło Lauren i Camili, nie narzekałem na ich obecność. Przeciwnie.
Razem zaśpiewaliśmy "Sledgehammer". Podczas śpiewania nie mogłem się skupić - 5 dziewczyn, seksownych dziewczyn tańczyło koło mnie... Wszyscy świetnie się bawili, klaskali w dłonie i podskakiwali.
Na koniec dziewczyny miały nas pocałować w policzek. Jednak ja odwróciłem głowę i Lauren pocałowała mnie w usta. Dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę, a ja się zaśmiałem. Wszyscy zaczęli krzyczeć i wiwatować. Wszyscy, oprócz Emily która była zajęta rozmową z Jakiem. Chyba świetnie się bawili, co chwilę się śmiali. Jake ją podrywał.
Nawet nie zwróciła uwagi na mnie kiedy Lauren mnie pocałowała, kiedy publiczność zaczęła piszczeć i wiwatować.

Po koncercie mieliśmy iść wszyscy do baru. Razem z chłopakami poszliśmy zapytać Jake'a, w końcu jest moim najlepszym przyjacielem.
Jake siedział koło Emmy. Jedli lody i zawzięcie o czymś rozmawiali, co chwile wybuchali śmiechem. Chyba dobrze bawili się w swoim towarzystwie.

-Jake idziesz z nami do baru? - zapytał James
-Odwiozę Emily i do was dołączę -odparł Jake, a na twarz Em wkradł się rumieniec.
-Jake, możesz iść. Pojadę autobusem - zaproponowała Emily
-Nie ma mowy. Odwiozę cie - zaprzeczył Jake, na co dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. Przyglądałem się im ze skupioną miną.
-Dobra, wiesz gdzie nas szukać - powiedział Tris i odeszliśmy.



Emily


Po koncercie i krótkiej rozmowie z Jakiem, pojechaliśmy do domu. Musiałam przebrać się w aucie i bałam się, że Jake zobaczy siniaki na moim ciele. Amy zauważyła, że się boję i próbowała mnie trochę zasłonić.
Udało się.
Widziałam jak Jake zerka w lusterko i pewnie zobaczył mnie w samej bieliźnie, ale było ciemno więc nie mógł zobaczyć moich siniaków, tym bardziej że Amy mnie zasłaniała.


Weszliśmy do szpitala i zobaczyliśmy jak doktor pyta pielęgniarki o mnie. Jake wziął mnie na ręce i pobiegł do sali. Byłam w szoku, nie wydusiłam z siebie ani słowa kiedy mnie niósł. W myślach baardzo mu dziękowałam.
"Dostarczył" mnie do łóżka.
-Dzięki! - powiedziałam i przykryłam się kołdrą. Drzwi się otworzyły, a w nich pojawili się moi najlepsi przyjaciele.
-Idzie tu!- krzyknął Josh. -Co mu powiesz?
-Że byłam w łazience- odparłam spokojnie. Poprawiłam się na łóżku i położyłam.
-Dobra, ja spadam. Narazie!- pożegnał się z nami Jake i odszedł.

-Witaj Emily. Gdzie byłaś? Szukałem cię po całym szpitalu - powiedział lekarz, przypatrując mi się ciekawie.
-W łazience- odparłam, na co tylko zmarszczył brwi.
-Wiesz, że nie wolno ci chodzić - powiedział, bardzo poważnie, na co przygryzłam wargę i skinęłam głową. Widziałam, jak w oczach przyjaciół maluje się przerażenie.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.


                                                                           ***

Obudziły mnie promienie słońca prześwitujące zza żaluzjami.
Minęły 3 dni od naszej akcji. Przez ten czas, tylko leżałam i rysowałam. Straszne nudy, chociaż prawdę mówiąc nie narzekałam. W końcu mogłam spokojnie robić to co kocham - rysować.
Nie przeszkadzała mi Ann ani ojciec. Moje rysunki nie zostały podarte, a ołówki pozostały w całości - ich również nie miał kto połamać. Jedyny plus pobytu w szpitalu.


Leżałam, prawie zasypiając kiedy otworzył się drzwi.
-Cześć Emily!- krzyknęła, niezwykle uradowana Amy.
-Hej, co tam?- zapytałam, na co ona zapiszczała radośnie i usiadła koło mnie.
-Nie uwierzysz! - wykrzyknęłam, a ja uniosłam brwi oczekując odpowiedzi. -Jake chyba chce z tobą chodzić!
-Co?- nie dowierzałam. Na prawdę zdziwiła mnie tym...
-To co słyszysz! Siedzieliśmy wczoraj w starbucks'ie i dosiedli się do nas chłopacy - James, Brad, Jake i reszta. Gadaliśmy o koncercie i o innych pierdołach, kiedy Jake zapytał czy masz chłopaka! Oo gdybyś tylko zobaczyła jego minę jak mu odpowiedziałam! Był taki... szczęśliwy i podniecony. - Amy powiedziała wszystko za jednym tchem, a ja słuchałam jej z otwartą buzią. Na ostatnie zdanie się zaśmiałam. - Poważnie!- krzyknęła. - Haha jak się o to zapytał, Brad o mało się nie zakrztusił!- powiedziała przyjaciółka, a ja przewróciłam oczami.
Myślałam, że Brad mnie lubi. Chociaż toleruje.
Jednak się myliłam.
Dupek.
-I? Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytała Amy, a jej oczy błyszczały z radości.
-Nic - odpowiedziałam spokojnie, jakby nic się nie stało.
-Jak to nic?! Jake jest super! Musicie być ze sobą! Chociaż...
-Chociaż, co?- zapytałam się, bojąc się jej odpowiedzi.
-Chociaż bardziej pasujesz do Brada. Bylibyście świetną parą - na jej słowa, parsknęłam śmiechem.
Amy przewróciła tylko oczami nic nie odpowiadając.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez godzinę, dopóki nie przyszedł lekarz.

-Emily, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Możesz dziś wyjść - oznajmił lekarz, z uśmiechem na ustach.
-Ooh dziękuję! - zawołałam szczęśliwa.
-To ja pojadę po ubrania i przyjadę po ciebie, okej? - zapytała uradowana Amy.
-Okej - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko mogłam.



-Już jestem! Moja mama czeka na parkingu. Byłam u ciebie w domu o ubrania, ale nikogo nie było więc przyniosłam ci swoje ubrania - powiedziała Amy, szukając czegoś w torbie. Podziękowałam jej i ubrałam się.

                                 http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=170779407

-Co mnie tak wystroiłaś? - zapytałam rozbawiona.
-Wstąpimy gdzieś po drodze...- powiedziała tajemniczym głosem. Zmarszczyłam brwi.
-Gdzie?- zapytałam ciekawa, bawiąc się rąbkiem spódnicy.
-Zobaczysz.




                                                                        ***

-Zabiję cię - powiedziałam do Amy, kiedy zobaczyłam gdzie wysiadamy. Amy nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się zadowolona z siebie. -Chyba wiem, dlaczego tu jesteśmy - powiedziałam oskarżycielskim tonem, rozglądając się po trybunach na boisku.
-Jake jest kapitanem drużyny!- zaświergotała Amy
-Oh! Żartujesz? No nie wierzę!- udałam zaskoczoną, na co Amy się zaśmiała i uderzyła mnie łokciem w bok.
-Ojj no weź. On jest taki słodki i zależy mu na tobie - przyjaciółka zaczęła mnie przekonywać.
-I ma dziewczynę - dodałam, zajmując miejsce na trybunach. Amy patrzyła na mnie zamyślona po czym krzyknęła:
-Co za kutas!  Ma dziewczynę i robi nadzieje innej!
-Ej! Nie chciałam z nim chodzić! Ale tak, jest kutasem - powiedziałam, po czym obie zaśmiałyśmy się.
Ludzie zaczęli się schodzić, między nimi Josh.
-EMILY!- krzyknął i podbiegł do mnie. Wstałam i się przytuliliśmy. -Znowu uciekłaś? Niegrzeczna dziewczynka - powiedział, a ja przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się.
Siedzieliśmy i czekaliśmy, aż rozpocznie się mecz.
Ktoś zasłonił mi oczy, odwróciłam szybko głowę, aby sprawdzić kto to.
Zobaczyłam uśmiechniętego Jake'a.
-Cześć - przywitał się radośnie.
-Hej- odparłam i uśmiechnęłam się.
-Super, że przyszłaś! Podejrzewam, że tym razem nie uciekałaś - powiedział i mrugnął do mnie. Skinęłam głową z rumieńcem na policzkach.
-Muszę już lecieć, trzymajcie kciuki!- rzekł z uśmiechem od ucha do ucha i pobiegł w stronę boiska. Gdy odszedł, razem z Amy przewróciłyśmy oczami i powiedziałyśmy w tym samym czasie:
-Dupek.
Josh popatrzył na nas podejrzliwie.
-Zarywa do Em, a ma dziewczynę - wytłumaczyła Amy, oskarżycielskim tonem.
-Zerwali - powiedział Josh. Razem z przyjaciółką, udało nam się tylko wydusić "Oh", po czym uśmiechnęłyśmy się wymownie.

Przez cały mecz kibicowałyśmy drużynie z naszej szkoły. Mimo, że były wakacje (jeszcze przez tylko 3 tygodnie) drużyna szkolna grała na meczach.
Wygrali!
Chłopcy zaczęli krzyczeć i skakać. Śmieszny widok.

Wszyscy wyszli z boiska i trybun. Stałam przed budką z hot-dogami i rozmawiałam z Amy i Joshem, kiedy wybiegli chłopcy.
-Gratulacje!- powiedziałam, kiedy do nas się zbliżyli.
-Dzięki!-powiedział za wszystkich Connor. Nie mogłam znaleźć Jake'a. Nie było go z pewnością w grupce chłopaków, która stała koło nas.
Po chwili wypatrywany chłopak wybiegł ze stadionu wiwatując. Był naprawdę szczęśliwy!
Podbiegł do nas, ze "szczęśliwym" krzykiem, podniósł mnie i okręcił wokół siebie. Krzyknęłam zaskoczona i zaczęłam się śmiać. Opuścił mnie na ziemie i również się zaśmiał.
-Wygraliśmy!!- zawołał radośnie i chwilę potem wszyscy zaczęli krzyczeć. Wszyscy oprócz Brada.
Rozmawialiśmy o meczu jakieś pół godziny, kiedy razem z Amy zaczęłyśmy ziewać. Postanowiłyśmy pójść do domu, za to chłopcy poszli uczcić wygraną do jakiegoś klubu.


Czekałyśmy na przystanku, kiedy zadzwonił mój telefon. Moje ciało zdrętwiało na widok kontaktu, który do mnie dzwoni.
-Halo?
-Emily -jego głos przyprawił mnie o mdłości. -Wyjeżdżamy na 2 tygodnie. Klucze są pod doniczką.
-Dobrze -odparłam, a ojciec się rozłączył.

Powiedziałam wszystko Amy, a w jej oczach ujrzałam "radosne iskierki".
-Piżama party!- wykrzyknęła szczęśliwa.




                                           ------------------------------------------------------------
                                           Mam nadzieję, że podoba wam się trzeci rozdział!
                                           Proszę, zostaw po sobie komentarz! Wyraź swoją
                                        opinię na temat tego rozdziału. Bardzo chcę wiedzieć,
                                                                  co o nim myślisz ! :)




środa, 15 lipca 2015

2. Mam już tego dość...

Emily

            Ostatniej nocy udało mi się. Tata usnął przy zaświeconym świetle, więc obeszło się bez ran i siniaków. Rano obudził mnie jego krzyk.
-Emily! Ktoś do ciebie!- wrzasnął, a ja szybko zeszłam na dół.
-Oh. Cześć- przywitałam Amy i Josha
-Hej! Um.. co ci sie stało?- zapytała Amy, wskazując na moje czoło.
-Um... Uderzyłam się...
Błagam nie pytaj o szczegóły...
Amy z Joshem skrzywili się.
-Idziemy do starbucks'a. Idziesz z nami?-zapytał Josh
-Jasne. Dajcie mi chwilę, idę się ubrać.
-Okej. Poczekamy na zewnątrz.-powiedziała Amy, a ja poszłam na górę się ubrać.    

                              http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=168478338

Ubrałam t-shirt z krótkim rękawem, ale zorientowałam się że mam na ręce siniaki. Na dworze było  ciepło, o wiele za ciepło na bluzę. Postanowiłam ubrać czerwoną koszulę w kratę i nie zapinać jej. Związałam włosy w koka i postanowiłam, że pójdę w okularach. Nie chciało mi się zakładać soczewek, a  przecież idę z przyjaciółmi na śniadanie- nikt mnie tam nie zobaczy... Chyba. Zeszłam na dół.
-Jestem!- zawołałam i poszliśmy do starbucks'a. Pół godziny drogi dzieliło nas od niego. Postanowiliśmy pojechać autobusem, nie chciało się nam iść i byliśmy mega głodni.


-Boże serio!? Zanim zamówimy, umrę z głodu! Ta kolejka jest.... ughh!- Josh zaczął narzekać
-Uspokój się suuko!- powiedziałyśmy w tym samym czasie z Amy i wybuchnęłyśmy śmiechem. Przykułyśmy uwagę wszystkich klientów.
Serio? To już nie wolno się śmiać?
15 minut później nadeszła nasza kolej. Zamówiłam czekoladową muffinkę i karmelowe frappuccino.

-Nie jest ci gorąco?- zapytała Amy
-Um. Nie...-skłamałam. Było mi bardzo gorąco!
Jeszcze trochę i się ugotuje.
Gadaliśmy o szkole, która rozpocznie się za tydzień, kiedy do kawiarni wszedł Brad z zespołem.
Boże. Ściągnąć okulary? Kurwa, będę ślepa! Ahh, niech sobie mysli co tylko chce...
-Ugh. Ten dupek tu przyszedł - powiedziałam zdenerwowana
-Dupek?! On jest mega fajny!
-Wczoraj prawie dostałam zawału przez niego!- krzyczałyśmy szeptem z Amy
-Co??
-Nie ważne, ale ważne jest to, że jest dupkiem! I zdania nie zmienię!
-Cześć!- Brad przedrzeźnił nas, krzycząc szeptem. Spojrzałam na niego i nic nie odpowiedziałam, a Amy się uśmiechnęła.
-Możemy się dosiąść?- zapytał James
Co do kurwy?
Przecież nie zadają się ze "zwykłymi" ludźmi.
A no tak, innych tu niestety nie ma.
Nie mają wyboru. Chyba.
-Jasne. -odpowiedział Josh.
-Nie jest ci gorąco? -zapytał mnie Brad
-Nie.- zarumieniłam się i zsunęłam rękawy jeszcze bardziej, upewniając się, że zasłaniają siniaki. Brad nic nie odpowiedział i zaczęliśmy mówić o koncercie Fifth Harmony, który odbędzie się za tydzień w sobotę. Wszyscy się na niego wybierali.
Amy chce iść, bo lubi piosenki tego zespołu. (Tak samo jak ja.)
Josh, Brad, James i reszta chłopaków chcą iść, bo uważają że dziewczyny są seksowne i jest na co popatrzeć.

Siedzieliśmy  w kawiarni już dobrą godzine, kiedy zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-Cześć Emily.- jej głos przyprawił mnie o zawroty głowy. Odeszłam od stolika, aby spokojnie porozmawiać...
-Mama?- niedowierzałam..
Nagle sobie o mnie przypomniałaś?!
-Tak skarbie...- powiedziała. Nie wiem dlaczego, ale chciało mi się płakać... Tak dawno jej nie słyszałam i ... nie wiem co myśleć. Po co dzwoni?
-Dlaczego dzwonisz? Nagle sobie przypomniałaś, że masz córkę?- wypaliłam. Nie mogłam wytrzymać, słowa same wypłynęły z moich ust...
-Oh kochanie, nie mów tak. Zawsze o tobie pamiętałam, cały czas o tobie myślę.
Aha, jasne. Już ci wierzę.
-Emily.. Jesteś tam?- zapytała
-Tak...- odpowiedziałam. Tak strasznie byłam zdenerwowana i zrozpaczona...
-Czemu?-zapytałam
-O co ci chodzi kochanie?
-Czemu mnie nie chciałaś?- zapytałam z drżącym głosem
-Oh Emily... Miałam pracę i... rozumiesz?- tłumaczyła się
Nie, nie rozumiem.
Westchnęłam. Trzęsłam się jak galaretka... Dziwne porównanie, ale to prawda.
-Kochanie, mam prośbę.- powiedziała
Ooh to dlatego zadzwoniłaś - masz prośbę. 
-Tak?
-Na strychu w pudle, tym dużym, no wiesz, ten pod oknem. Jest w nim moja suknia ślubna. Mogłabyś ją do mnie wysłać?- zapytała
-Nie mieszkamy już tam.- powiedziałam
-Co? Dlaczego?
-Nie ważne.
-Oh, a czy mogłabyś podjechać do domu, starego domu i ją mi przysłać?
-Po co ci ona?
-Chcę ją sprzedać.- powiedziała, a ja przewróciłam oczami.
-Uh.. No dobra. Przyślę ci ją.
-Dziękuję skarbie! To do usłyszenia!- powiedziała
"Do usłyszenia!" Pewnie kochana mamusiu! Jestem do usług. 
A ja głupia myślałam, że serio jej na mnie zależy.
-Pa...- pożegnałam się i rozłączyłam. Tak zdenerwowana, zrozpaczona i trzęsąca się - dawno nie byłam. Kręciło się mi w głowie, miałam dość. Dość matki, ojca i.... życia.  Próbowałam się uspokoić, ale nie wychodziło mi to. Wróciłam do stolika.

-Coś się stało?- zapytała Amy, kiedy dołączyłam do nich.
-Muszę jechać do starego domu...-westchnęłam
-Po co?- zapytał Josh
-Po suknie mamy.
-A nie może sama po nią przyjechać?- zapytał Josh
-Ona nie mieszka w Anglii. Rozwiodła się z tatą i teraz jest w Niemczech z jakimś przydupasem.-wytłumaczyłam, a wszyscy zaśmiali się na słowo "przydupas".
- Kiedy?
-Najlepiej jutro...
-Jak się tam dostaniesz?
-Nie wiem, chyba autobusem.
-A gdzie to?
-Cambridge...
-Hej! Przejeżdżamy przez Cambridge, jutro! Jedziemy z Bradem spotkać się z jakimś gościem w sprawie występu. Możemy cię podrzucić.- zaproponował James
-Na prawdę?- zapytałam i spojrzałam na Brada, a ten skinął głową.
-A co z powrotem?- zapytał Josh
-Też cię możemy zabrać. Około 19 będziemy wracać, więc możesz na nas poczekać- powiedział James
-Dzięki!
-Jadę z wami! Dotrzymam Emily towarzystwa!- wykrzyknęła Amy, a James skinął głową z uśmiechem na twarzy.
Jakoś wytrzymam te kilka godzin z Bradem...

Godzinę później byłam już w domu i szukałam kluczy do starego domu. Zajęło mi to 20 minut.
Posprzątałam cały dom i umyłam naczynia.
Uff... Teraz mam czas dla siebie, o ile ojciec znowu czegoś nie wymyśli.
Poszłam do swojego pokoju i wykorzystałam chwilę wolnego czasu na instagrama i tumblra.
O dziwo ojciec i Ann o nic się nie czepiali, więc spędziłam tak resztę dnia.



Ok. 3;00 nad ranem obudził mnie krzyk ojca. Stał nade mną i krzyczał mi do ucha.
-Emily!! Zrób mi herbatę!
On jest niemożliwy... i pijany.
-Słyszysz?!
-Tato... jutro ci zrobię. - mówiłam ledwo żywa.
-Teraz powiedziałem!- krzyknął, a ja westchnęłam. Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy, kiedy on wrzasnął.
-Szybciej suko!- wziął szklaną butelkę pepsi i uderzył mnie nią w skroń. Zrobiło mi się słabo i przed oczami pojawiły się mroczki. Krew słynęła mi po policzkach. Rozciął mi skórę! To tak cholernie bolało.
-Wytrzyj się gówniaro. Już nie chce herbaty.- oznajmił i odszedł, a ja dalej siedziałam na łóżku cała zakrwawiona. Łzy razem z krwią spływały mi po policzkach... Poszłam do łazienki i zmyłam krew z twarzy. Gdy krwotok trochę ustał, przykleiłam plaster i poszłam do łóżka.
Super! Czeka mnie jutro milion pytań na temat plastra na mojej skroni...


Wstałam rano o 9:30 i poszłam się przygotować. O 11 mieliśmy wyjechać, więc musiałam się sprężyć.  Na dworze było całkiem ciepło, więc postawiłam na spódniczkę.

                                http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=168913729


-Gdzie jedziesz?- zapytała Ann gdy wychodziłam
-Przejechać się z przyjaciółmi...- odpowiedziałam najmilej jak tylko umiałam
-Akurat.
Nic nie odpowiedziałam i wyszłam z domu. Brad podjechał swoim (chyba swoim) samochodem.
Kurwa, niezłe.
To auto nie ma dachu. 
Wow.
Weszłam do samochodu i przywitałam się.
-Cześć. -powiedziałam.
-Hej- odpowiedział i popatrzył na mnie.
1,2,3 i....
Popatrzył na mnie ze spóźnionym refleksem.
-No ja nie wierzę. Co znowu zrobiłaś? -zapytał
-Przewróciłam się i uderzyłam o kant stołu - wymyśliłam to, jak próbowałam zasnąć.
Brawo ja!
Brad pokręcił głową ,a ja uśmiechnęłam się smutno.
Bradley włączył radio.
-Moja ulubiona piosenka! Pogłośnij!- ucieszyłam się jak małe dziecko.
-Masz szczęście, że moja też. - powiedział Brad i pogłośnił. Zaczął śpiewać, śmiesznym głosem , a ja zaczełam się śmiać.
-No co?- zapytał, też się śmiejąc. Nie odpowiedziałam, pokręciłam głową ze śmiechem. Brad znowu zaczął śpiewać, a ja komicznie tańczyć. Chwilę później oboje śpiewaliśmy i wygłupialiśmy się.
Jak dzieci. 
-Amy! Zapomnieliśmy o Amy!- wykrzynęłam
-Kurwa. - powiedział i zawrócił.

-Co tak długo?- zapytała Amy, kiedy wsiadała do auta.
-Nie ważne - powiedziałam jej z uśmiechem.
-Daleko James mieszka?- zapytała przyjaciółka
-Jeszcze 40 minut.
-Oh. Nudzi mi się. Brad zatrzymaj się, niech Emily przejdzie do tyłu.- "rozkazała" Amy.
-Nie mam gdzie się zatrzymać.-powiedział Brad
-Ejj weź! - błagała Amy
-No serio. To jest autostrada!
-Okej. - wzruszyłam ramionami i zaczęłam odpinać pasy.
-Hej. Co robisz?- zapytał zdziwiony Bradley
-Przechodzę do tyłu.- oznajmiłam, a Amy się zaśmiała. Odpięłam pasy i przeszłam do tyłu.
-Jesteście niemożliwe- chłopak pokręcił głową, a my uśmiechnęłyśmy się dumne.


Ok. 40 minut później, jechaliśmy już z Jamesem. Chłopacy mają ogromne poczucie humoru - co uwielbiam.
Jak ja mogłam nazwać Brada dupkiem?! 
Jest spoko.


Droga zajęła nam 4 godziny.
-Dzięki!- powiedziałam, kiedy wysiadłyśmy.
-O której będziecie wracać?- zapytała Amy
-Ok. 19. Zadzwonimy jak będziemy tu dojeżdżać- powiedziała James
-Okej- powiedziałam i pożegnałyśmy się.

Szłyśmy w kierunku domu, kiedy spotkałyśmy panią Loren.
-Dzień dobry, pani Thomas- przywitałam
-Oo dzień dobry skarbie. Co ci się stało?-zapytała, wskazując palcem na czoło.
-Oh nic wielkiego. Przewróciłam się i uderzyłam o kant stołu.
-Emily... Ja wiem że kłamiesz. To nie może tak być...Trzeba coś z tym zrobić... -martwiła się Loren
-Nie, nie.. Naprawdę, przewróciłam się- uśmiechnęłam się.- Musimy już iść. Do widzenia!
-Do widzenia...- odparła sąsiadka, a ja już otwierałam dom.

-Emily.. O co jej chodziło?- zapytała Amy , a ja westchnęłam.
-Dobra, powiem ci.. Ale przysięgnij, że nikomu nie powiesz.
-Przysięgam!-powiedziała przyjaciółka i usiadłyśmy na podłodze.
-Bo to...Boże, nie wiem jak to powiedzieć - westchnęłam ze smutnym uśmiechem, a po policzkach spłynęły mi łzy. Amy patrzyła na mnie przerażona. - Ja się nie przewróciłam, ani nie uderzyłam... To zrobili mi tata i Ann.
-Co?!- wykrzyknęła przestraszona, a ja skinęłam głową. Coraz bardziej płakałam. - Wczoraj w nocy ojciec przyszedł i obudził mnie o 3 nad ranem. Był pijany. Zaczął na mnie wrzeszczeć i uderzył mnie szklaną butelką i...
-Boże, Emily.. - Amy przytuliła mnie. Tego właśnie potrzebowałam... - Ten plaster na czole, 3 dni temu, też przez tate?- zapytała smutno, a ja skinęłam głową...
-Rzucił szklanką w moją głowę i wbił mi się kawałek szkła i....- wtedy wybuchnęłam płaczem.
Mam już tego dość. Muszę się wypłakać....
Amy przytuliła mnie mocnej.
-Dlaczego nikomu o tym nie powiesz?-zapytała
-Nie chcę żeby Maura i Harry stracili rodziców...
-Oh...- westchnęła cicho.- Co ci zrobił w ręce?- zapytała, po chwili milczenia.
Zauważyła...
Nie odpowiedziałam, po prostu podciągnęłam rękawy, pokazując moje liczne siniaki na rękach.
Moje ręce były fioletowo-zielone... Wskazałam na "najświeższego" siniaka.
-W dzień przeprowadzki, Ann uderzyła mnie krzesłem...
-Jezu... - widocznie, tylko tyle mogła z siebie wydusić. Wskazała na długą rane.
-Scyzoryk ojca.....
-Dobra, nie mówmy o tym- przerwała mi.
-Proszę nikomu nie mów...
-Dobrze, ale... Jezu Emily, boje się o ciebie - powiedziała Amy, a po jej policzkach spłynęły łzy.
-Nie potrzebnie...- powiedziałam i przytuliłyśmy się.
-Wiesz... Josh też powinien o tym wiedzieć...
-Wiem... Jak tylko przyjedziemy, od razu mu powiem.- odparłam ze smutnym uśmiechem.
Amy jest najlepszą "rzeczą" jaka mnie w życiu spotkała.
Kiedy się już trochę "ogarnęłyśmy", poszłyśmy na strych po suknie.
-Wow, jest piękna.- powiedziała przyjaciółka, gdy wyciągnęłam sukienkę z pudła, a ja skinęłam głową i uśmiechnęłam się do niej.
Spakowałam suknie do pudła i zakleiłam go taśmą, po czym poszłyśmy na pocztę.
-Muszę zadzwonić do mamy. Nie znam jej adresu... Bożee - zaczęłam narzekać
-Uspokój się suuko!- wrzasnęła Amy i zaśmiałyśmy się.  Zadzwoniłam do mamy, a ta podała mi adres. Pół godziny później, wszystko było załatwione.

Resztę dnia spędziłyśmy nad rzeką, jedząc lody i gadając o chłopakach.
Uwielbiam spędzać czas z Amy!
Niestety, nadszedł ten czas, kiedy musiałyśmy wracać... Brad zadzwonił do Amy, że już dojeżdżają. Mieli przyjechać pod dom, więc musiałyśmy się pospieszyć.

-No w końcu doszłyście!- powiedział Brad dwuznacznie, na co przewróciłyśmy oczami, a James się zaśmiał.
-I jak spotkanie?- zapytałam.
-Super! Zagramy jako support Fifth Harmony!! - wykrzyknął James
-Wow, na koncercie za tydzień?- zapytała Amy
-Tak- odpowiedzieli chłopcy w tym samym czasie.
-Nieźle - rzekła Amy z wielkim uśmiechem na twarzy.

-Brad, wysadź nas koło Josha - powiedziała Amy
-Okej- odparł chłopak.
Strasznie się bałam rozmowy z Joshem... Jest moim najlepszym przyjacielem, tak samo jak Amy ale... nie wiem...
Boje się. 
Brad wysadził nas przed domem naszego przyjaciela i ruszyłyśmy do niego.

-Cześć! -powiedział chłopak
-Hej, musimy pogadać...- powiedziałam
-O kurwa, jesteś w ciąży?- zapytał całkiem poważnie
-Niee - zaprzeczyłam, a on odetchnął.
-Chodźmy do parku.- zaproponowała Amy, a my się zgodziliśmy.

Usiedliśmy na trawie i wpatrywaliśmy się w gwiazdy.
Opowiedziałam mu wszystko, pokazałam moje siniaki i wytłumaczyłam dlaczego nie mogę o tym nikomu powiedzieć.
-Co za kutas!- wykrzyknął, a my skinęłyśmy głowami...
Rozmawialiśmy przez godzinę, kiedy zerknęłam na telefon, aby zobaczyć która jest godzina. 23:45.
-Muszę wracać.- oznajmiłam i wstałam
-Odprowadzimy cię- powiedziała Amy.

Jak obiecali, tak zrobili. Zostałam odprowadzona pod same drzwi i obsypana milionami pytań "Czy wszystko w porządku" , "Czy sobie poradzę" ,"Możesz spać u mnie!" oraz " Jak coś to dzwoń lub wyślij sms!!".
To miłe, że ktoś się o mnie martwi i komuś na mnie zależy...

Weszłam do domu, na szczęście wszyscy spali. Chyba...  Ściągnęłam buty i poszłam w kierunku schodów.
-Co ty sobie kurwa myślisz?!- usłyszałam krzyk Ann. Nagle poczułam uderzenie w tył głowy, ból był ogromny. Zrobiło mi się słabo, pojawiły się mroczki przed oczami i w końcu... poddałam się ciemności.


                         
               
                                   
                                                ---------------------------------------------------
                                           Mam nadzieję, że podoba wam się drugi rozdział!
                                           Proszę, zostaw po sobie komentarz! Wyraź swoją
                                        opinię na temat tego rozdziału. Bardzo chcę wiedzieć,
                                                                  co o nim myślisz ! :)

piątek, 10 lipca 2015

1. Wszystko musi zepsuć.

Emily

Nie mogłam usnąć. Cały czas myślałam o tej przeprowadzce. 
Tutaj mam znajomych! Ojciec nie może mi tego zrobić! Ha, on wszystko może... Do "wszystkiego" zaliczam również moje siniaki i rany. Tak bardzo nie chcę się przeprowadzać... Co ja zrobię bez Kate? Może i mnie obgaduje i czasem się ze mnie wyśmiewa, ale mogę u niej nocować, kiedy ojciec "przegina" i jest w stanie mnie nawet zabić... Wtedy po prostu uciekam i nocuje u Kate. Ona nie wie o mojej sytuacji w rodzinie, mówię jej że rodzice wyjechali i nie mogę spać sama w domu. Nie chce się przeprowadzać... Ale jeśli Loren w końcu się domyśli - Maura i Harry stracą rodziców...
Myślałam tak przez dłuższy czas i w końcu poddałam się ciemności. Usnęłam, lub umarłam. Wszystko jedno.

Obudziłam się o 8 rano.
Czyli jednak nie umarłam. Cholera.
Tak bardzo bałam się zejść na dół... Wiedziałam co mnie czeka - ojciec zestresowany przeprowadzką, który wyładowuje emocje na mnie. Świetnie! Nie myśląc już o tym, co czeka mnie na dole, poszłam wziąć prysznic i się ubrać.

                             http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=167751129


-Emily! Dłużej spać się nie dało?! Wyjeżdżamy za 3 godziny! Rusz dupe i nam pomóż!- wrzeszczał ojciec.
Dziękuje tato za bardzo miłe powitanie, tobie również "Dzień dobry".
-Przepraszam.
-Bierz te pudła i zanieś do auta!- krzyknęła Ann. Nic nie odpowiedziałam, po prostu poszłam po nie. Było ich chyba z 20, z czego tylko 2 moje.
Już prawie wszystkie wyniosłam, kiedy ją usłyszałam.
-Delikatniej! Może jest szkło w środku! Jak to cie mamusia wychowała?!- krzyczała
Wypluj to zdziro.
-Oh. Przepraszam...
-Już mam dosyć twoich przeprosin! - głośno wrzasnęła i z całej siły uderzyła mnie krzesłem, które niosła. Dostałam w rękę. Czułam jak moja ręka drętwieje i robi się coraz bardziej czerwona, aż w końcu siwa. Zacisnęłam powieki, aby się nie rozpłakać. Udało mi się.
Nowy dom. Nowy siniak. Idealnie...
Poszłam po kolejne pudła.
-Gotowe. Już wszystkie.-powiedziałam, wchodząc do domu.
-Będę miała swój pokój?-zapytała Maura
-Oczywiście skarbie- rzekła Ann i pocałowała córkę w policzek. Nie mogłam tego pojąć. Dla mnie jest BEZUCZUCIOWYM POTWOREM, a dla swoich dzieci najlepszą matką na świecie.
Niezła aktorka.
W naszym miasteczku ma opinie bardzo troskliwej i uprzejmej kobiety. Nikt dobrze jej nie zna. Gdyby ją poznali, od razu zmieniliby zdanie. Mogę się założyć.
-Jedziemy! Emily, przyjedź autobusem bo nie ma już miejsca w samochodzie- rzekł tata
-Dobrze.- powiedziałam, a tata dał mi drobne na autobus.

Ostatni raz spojrzałam na nasz dom. Przed oczami pojawiły się wszystkie wspomnienia. MAMA - to jedno z nich. Łzy napłynęły mi do oczu...
Muszę się wziąć w garść.
Poszłam na przystanek.


Jazda busem trwała 5 godzin, aż w końcu dotarłam na miejsce. Było tu cieplej i jakoś "przyjemniej". Tylko był jeden problem - nie wiedziałam gdzie mam iść. Gdzie jest nasz nowy dom?! Super. Nie wiedziałam nawet jaki jest adres, jak wygląda dom. Nic. Szłam drogą i rozglądałam się za autem taty i wtedy zobaczyłam wielkie, piękne drzewo.
Dobra skrytka. Nie ma tutaj Kate, za to jest to drzewo. 
Usiadłam obok niego i myślałam czy zadzwonić do taty, czy nie.
Jeśli zadzwonię, wścieknie się, że nie wzięłam od niego adresu i zawracam mu dupe.
Jeśli nie zadzwonię wścieknie się, że do niego nie zadzwoniłam i że się "martwił". Na pewno by się nie martwił - tego jestem pewna.. więc zadzwonię. 

-Cześć tato. Podasz mi adres domu?-spytałam
-Kurwa. Nie łaska było zapytać wcześniej, tylko teraz mi dupe zawracać?!
-Przepraszam...
-Ah. Dobra - powiedział i podał mi adres do domu.


Okazało się, że to nie daleko MOJEGO drzewa, więc się bardzo ucieszyłam. Usiadłam na schodach przed domem i patrzyłam na okolice.
-Cześć! Jesteś tu nowa?-zapytała brunetka
-Cześc. Właśnie się wprowadziliśmy. - odpowiedziałam
-Super! Jestem Amy
-Emma
-Mieszkam nie daleko i właśnie idę do parku rozrywki. Jest jakiś koncert, czy coś. Taka mała impreza. Idziesz ze mną?
-Ym.. Nie wiem czy mi tata pozwoli...-odpowiedziałam jej.
-Idź zapytać, ja poczekam - uśmiechnęła się i usiadła koło mnie na schodach.
-Okej - powiedziałam i weszłam do domu.

-Tato... mam prośbę - powiedziałam
-No?
-Mogłabym pójść do parku rozrywki z koleżanką?
-Koleżanką?-zapytał i uniósł brwi
-No tak. Sąsiadka, teraz ją poznałam- rzekłam
-Rób co chcesz.
-Dziękuję!- odpowiedziałam i poszłam szybko przebrać bluzkę i ubrać bluzę, żeby Amy nie zauważyła siniaka po dzisiejszej akcji z krzesłem.

                 http://www.polyvore.com/przeprowadzka_park_rozrywki/set?id=166785144


-Idziemy!-powiedziałam do Amy
-Super! Mega się cieszę!
-Ja też! - powiedziałam, choć tak naprawdę nie cieszyłam się za bardzo. Nawet dobrze jej nie znam, a już idę z nią na "mini imprezę"...
-W parku dołączy do nas mój przyjaciel. Nie masz nic przeciwko?-zapytała
-Jasne, że nie.
Szłyśmy do parku i rozmawiałyśmy, kiedy nagle jakiś chłopak przytulił od tyłu Amy.
-Jooosh!-krzyknęła szczęśliwa Amy
-Cześć!-powiedział i "odkleił" się od dziewczyny
-To jest Emma, nowa w mieście- przedstawiła mnie Amy
-Cześć
-Cześć, Josh- powiedział i podał mi ręke.
-Chodź kochanie, bo zaraz będzie ogromna kolejka do roller coaster.
-Okej- powiedział Josh
-Więc wy jesteście TYLKO PRZYJACIÓŁMI?- zapytałam.
-Taak. Najlepsiejsi przyjaciele, nic więcej -powiedziała Amy
-Dokładnie- rzekł Josh, a ja się uśmiechnęłam.
-I mam przeczucie, że ty też będziesz naszą najlepsiejszą przyjaciółką!-wykrzyknęła szczęśliwa Amy
-Ja czuje to samo suuko!- powiedział Josh z akcentem na"suuko". Zaśmiałyśmy się.


Dołączyliśmy do kolejki na roller coaster.
-No to godzina czekania...-westchnęła Amy
-Ooooh- Josh zaczął narzekać
-Uspokój się sukoo!- powiedziała Amy z akcentem na "suko".
Suko. To chyba ich ulubione słowo.
Od teraz moje również. 
Czekałyśmy w kolejce już pół godziny, kiedy ktoś się wepchał. Chyba z 10 osób!
-Ej! Tu jest kolejka.- powiedziałam
-No i?- powiedział brunet z drwiącą miną.
-Emily, daj spokój. -powiedziała Amy
-Dupek- powiedziałam cicho.
-Słyszałem.- powiedział i odwrócił się do mnie, a ja uśmiechnęłam się fałszywie i przewróciłam oczami.

-To szkolna "elita". Wiesz, cheerleaderki, sportowcy i zespół. Są zajebiści, ale nie zadają się ze "zwykłymi" ludźmi. - wytłumaczył Josh
-Zespół? -zapytałam
-Aha. Brad, James, Connor i Tristian. Mają swój zespoł - The Vamps.
-Oh.
-Ten "dupek" to właśnie Brad- oznajmiła mi Amy- Niezły co nie? O boże, sama się oszukuje -zaśmiała się- NAJPRZYSTOJNIEJSZY CHŁOPAK JAKIEGO WIDZIAŁAM. - dokończyła zdanie, a ja skinęłam głową.
Przystojnyprzystojnyprzystojny.
Gorącygorącygorący.
Kurwa. 




-OOO KURWA!- krzyknął Josh
-Już nigdy nie pójde na roller coaster- powiedziała Amy, udając że wymiotuje, a ja zaczęłam się śmiać
-Mi się nawet podobało - powiedziałam z uśmiechem na twarzy
-Nawet!? Było zajebiście!- krzyczał Josh
-Już 23?!- spanikowałam- Muszę wracać.
-Odprowadzimy cię - powiedziała Amy
-Dzięki.

Prawie najlepsiejsi przyjaciele odprowadzili mnie do domu. Wstrzymałam oddech i weszłam cicho do domu.
-Co tak długo?- poczułam rękę ojca na plecach. Odwróciłam się...
-Ym... Nie wiedziałam która godzina, zagadałam się z Amy...
-Nie kłam. Pewnie się z kimś bzykałaś, dziwko! -zaczął krzyczeć
DZIWKO. 
-Nie! Przysięgam.
-Jasne!- wziął do ręki szklankę ze stołu. Odruchowo zrobiłam krok do tyłu
-CO?! Myślisz że cie uderzę?! Myślisz że takim jestem ojcem!? Ty suko.
A tak polubiłam to słowo... Ojciec wszystko musi zepsuć.
-Nie tato... Nie myślę tak..
-Kłamiesz!- krzyknął i rzucił szklanką w moją głowę. Kawałek szkła wbił mi się w czoło... Dreszcz przeszedł po całym moim ciele. Poczułam przeszywający ból w moim czole. Nie wytrzymałam- zaczęłam cicho płakać. Pobiegłam szybko do łazienki, wyciągnęłam szkło i przemyłam czoło. Krew była w całej łazience...
Gdy krwawienie trochę ustało, przykleiłam plaster. Umyłam łazienkę i zeszłam na dół.
-Ojej! Mała dziewczynka! Gówno ci sie stało! Po co ci ten plaster!? - ojciec zaczął krzyczeć i wstał. W ręce trzymał piwo.
Piwo... Jest wstawiony. 
Obróciłam się na pięcie i pobiegłam szybko do pokoju. Otworzyłam okno i uciekłam. Biegłam przed siebie, ile sił w nogach. Zmęczyłam się, nie dałam rady biec dalej.
Gdzie ja teraz pójdę? Amy... Nie, nie mogę jej powiedzieć o tacie. WYKLUCZONE.
Drzewo! Tak , to jest genialny pomysł!
Szłam w kierunku drzewa. Widziałam go już, przez co bardzo się ucieszyłam -poczułam ulgę.
Szłam dalej, zbliżając się coraz bardziej do drzewa, kiedy ktoś chwycił mnie z tyłu plecy, przyciągnął do siebie i położył dłon na moich ustach.
Co do kurwy?! Kto to?!
Ojciec. Już nie żyję.
Krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać, strasznie się bałam.
Odwróciłam się i.......
-Ty debilu!- krzyknęłam
-Haha nie denerwuj się tak, księżniczko - Brad zaczął się śmiać.
-Wystraszyłeś mnie idioto! - krzyknęłam i popchnęłam go
-Haha o to chodziło- nadal się śmiał.
-Pieprzyć cię!- wrzasnęłam i odeszłam
-Chciałabyś- powiedział zadowolony, na co ja przewróciłam oczami i szłam dalej.
Co za dupek!
-Hej! Czekaj.- zawołał i podbiegł do mnie. Nie zatrzymałam się, szłam dalej. Podbiegł i stanął przede mną. Teraz szedł tyłem, twarzą do mnie.
-Nie chciałem cie tak bardzo przestraszyć. Ale muszę przyznać, że i tak to było dobre. Ha, kurewsko dobre!- powiedział z uśmiechem na twarzy. No niestety, mi nie było do śmiechu. Naprawdę myślałam, że to tata!
-Co ci się stało?- zapytał
-Hm?- wiedziałam, że chodzi mu o moje czoło. Ale nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, więc zwlekałam z odpowiedzią. Przewrócił oczami i wskazał na swoje czoło.
-Um.. Uderzyłam się...- odpowiedziałam niepewnie. Uniósł brwi, widocznie mi nie uwierzył.
-Jak się uderzyłaś? O co?.- zapytał, a ja nie odpowiedziałam.-Nie chcesz mówić, to nie-powiedział, a ja przewróciłam oczami.
-A tak w ogóle gdzie idziesz?- zapytał
Gdziekolwiek. Byle najdalej od ojca.
Uciekam od... śmierci.
-Przejść się. - odpowiedziałam mu, a on wyciągnął papierosa i zapalił.
-Chcesz?
-Nie, dzięki. -wymamrotałam - Albo... chcę. - powiedziałam, podobno papierosy skracają życie o ileś minut.
Zdecydowanie chcę.
Dał mi go i zapalił. Zaciągnęłam się i oczywiście się zakrztusiłam, na co Bradley się zaśmiał.
-Nigdy nie paliłaś? - zapytał rozbawiony, a ja pokręciłam głową. Zaciągnęłam się kolejny raz i wypuściłam dym. Nie zakrztusiłam się.
Hura ja!
Paliliśmy w ciszy, idąc wzdłuż ulicy. Wyciągnęłam iphona, żeby sprawdzić która jest godzina. 01:26. Ojciec powinien już spać.
-Będę już wracać. -oznajmiłam
-Ja też.
Zawróciliśmy.
Szliśmy z powrotem w ciszy. Coraz bardziej zbliżałam się do domu i coraz bardziej się bałam.
-Czemu się przeprowadziliście?- Brad nagle przerwał ciszę
Bo nasza sąsiadka zaczęła coś podejrzewać. Widziała jak uciekam z domu, ile mam plastrów na twarzy i ile siniaków na ciele. Przypadkowo, oczywiście. Przecież nie mogłabym jej o tym powiedzieć, za bardzo polubiłam dzieci Ann.
-Nie wiem... Tata znalazł tu pracę, czy coś...- powiedziałam pierwszą myśl, jaka przyszła mi do głowy. Brad skinął głową.
-To gdzie mieszkasz, księżniczko?-zapytał, a ja przewróciłam oczami i wskazałam na dom, który był nie daleko.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Mówię co chce, a poza tym nie wiem jak się nazywasz.- "wytłumaczył"
-Emma.
-Za długie - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem - Będę ci mówił Em. - oznajmił.
Zamarłam, na widok zaświeconego światła w domu. Brad chyba to zauważył bo dziwnie na mnie spojrzał.


Brad

Gdy zbliżaliśmy się do jej domu, Em stawała się coraz bardziej zestresowana. Kiedy zauważyła zaświecone światło w jej domu, dosłownie zamarła.
Może uciekła z domu i boi się reakcji rodziców? Boże, dostanie najwyżej szlaban i po sprawie.Jaki normalny nastolatek przejmuje się szlabanem? Zachowuje się jak 5-letnie dziecko. 
Od jej domu dzieliło nas kilka kroków.
-To.. dobranoc- powiedziała
-Branoc - odpowiedziałem i patrzyłem jak odchodzi do domu. Gdy zbliżała się do drzwi, szła coraz wolniej i wahała się czy wejść. Weszła, a ja poszedłem do domu. Mieszkam prawie na przeciwko niej.
Em nie jest taka jak reszta dziewczyn. Jest dziwna/inna, ale...




                                         
-------------------------------------------------------------------

  Jeśli tu jesteś, zostaw po sobie komentarz! 
Wyraź swoją opinie, na temat posta, bardzo chcę
wiedzieć co o nim myślicie :)
Mam nadzieję, że podoba się wam pierwszy rozdział !


                                                       








poniedziałek, 6 lipca 2015

Prolog

Rozwód. Przemoc w rodzinie. Koszmar.
Tymi słowami można opisać życie Emily Parker.
Od rozwodu jej rodziców, jej życie całkowicie się zmieniło. Tata Emmy, Mike stał się bardzo niecierpliwy, wulgarny i... bezuczuciowy w stosunku do Emmy.  Dziewczyna musi zakrywać ręce, aby przypadkiem ktoś nie zauważył siniaków, zafundowanych przez tatę. Życie Em jest koszmarem.
Od nie dawna do ich domu wprowadziła się Ann- nowa żona Mike'a wraz z jej dziećmi. Emily, od tej pory przeżywa podwójny koszmar. Macocha, również nie szczędzi jej przezwisk i oszczerstw. Poniża ją, wyżywa się na niej psychicznie jak i fizycznie. Tak samo jak Mike... Nastolatka nie chce nikomu o tym powiedzieć, ponieważ bardzo polubiła dzieci Ann (które nie są traktowane jak Em) i nie chce żeby cierpiały, tak jak ona gdy jej matka odeszła... 
Pewnego dnia Mike podejmuje decyzje, która wywraca życie Emily do góry nogami...