12 godzin temu byłam martwa. Serce przestało bić, oddech nie wydobywał się spomiędzy warg. Nie żyłam. Wszystko minęło- ból, płacz, wrzaski ojca i oszczerstwa Ann. Niestety, tylko na moment. Nie wiem jak długo nie oddychałam, ale "ożyłam". Na pewno za pomocą lekarzy,bo jeśli zależałoby to tylko ode mnie - nadal bym nie oddychała, a moje serce by nie biło.
Obudziłam się na obcym łóżku. Otaczały mnie cztery, niebieskie ściany. Jak sądziłam ściany w szpitalach powinny być jasne i "uspakajające". Myliłam się. Kolor ścian przyprawiał mnie o mdłości, wcale nie uspakajał! Moja głowa pękała od nadmiaru myśli, a on nie pomagał. Mój żołądek wywracał się do góry nogami, gdy tylko pomyślałam o Ann, on nie pomagał. Kręciło mi się w głowie, kiedy zobaczyłam gips na nodze, on nie pomagał.
Muszę przestać o wszystko winić kolor ścian, inaczej tu zwariuje.
Tak, gdybym nadal obwiniała niebieskie ściany, zapewne nie byłabym już w szpitalu, tylko w psychiatryku.
Miałam z tysiąc pytań. Tysiąc pytań, na które zapewne nie znajdę odpowiedzi... Próbowałam sama na nie odpowiedzieć...
1.Kto zadzwonił po karetkę? Na pewno nie Ann. Bo po co najpierw próbowała mnie zabić (prawie się jej udało), a potem mnie ratować? Tak, na 100% to nie Ann zadzwoniła po karetkę.
2. Dlaczego mam gips na prawej nodze i masę ran na lewej? Czyli Ann nie zaprzestała na rozbitej głowie.
3. Ale ja nie żyłam! Po co złamała mi i pocięła nogi?!
4. ZDZIRA.
5. Jak ja to wytłumaczę Amy i Joshowi, skoro sama nie wiem jak to się wszystko stało?!
6. Życie jest nie fair.
Właśnie... Pozwolę sobie się zacytować: "Próbowałam sama na nie odpowiedzieć.." PRÓBOWAŁAM. Gówno z tego. Nadal na żadne z nich nie znałam odpowiedzi.
Postanowiłam przestać myśleć, bo nic dobrego z tego nie wynikało. Zawroty głowy, bóle brzucha i mdłości - nie to chciałam uzyskać.
Nie pozostało mi nic, tylko leżeć i czekać.
Ciekawe, jak wytłumaczy mi to lekarz... Ha, ciekawe jak to Ann przedstawiła! Przewróciłam się, uderzyłam w głowę - to rozumiem, ale co dalej? Jak wytłumaczy stan moich nóg? Stałam się zombie i złamałam sobie nogę, ale żeby jeszcze bardziej się upodobnić do moich bratnich dusz, czyli zombie - pocięłam sobie drugą nogę?! No, ciekawa jestem...
Jak na zawołanie do sali wszedł lekarz. Popatrzył na mnie, z góry na dół przez co na moje policzki wkradł się rumieniec. Pan Robert Wales (przeczytałam jego imię na etykietce na fartuchu) usiadł na krześle przy moim łóżku i pokręcił głową. Nie rozumiałam jego zachowania, więc uniosłam brwi do góry.
-Dlaczego?- zapytał bardzo łagodnie (jakbym była agresywna lub chora psychicznie).
-Co "dlaczego"? - odparłam najspokojniej jak się dało. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Coraz bardziej się denerwowałam, a moje ciśnienie rosło.
-Dlaczego chciałaś się zabić? Popełnić samobójstwo...- jego słowa dosłownie mnie uderzyły.
-CO? Ja, zabić?!- niemalże wykrzyknęłam. Wersja z zombie o wiele bardziej mi się podobała.
-Inaczej nie da się tego wyjaśnić, panno Parker. Pocięłaś sobie nogę, drugą zaś złamałaś a potem uderzyłaś głową prawdopodobnie o kant stołu.
-Bzdura - ledwo wymamrotałam... Nie wiedziałam co myśleć, a co dopiero co powiedzieć. Patrzyłam przed siebie, myśląc co odpowiedzieć.
Jeśli powiem, że to nie prawda i opowiem całą historię o ojcu i Ann, Harry i Maura stracą rodziców.
Jeżeli powiem, że to prawda. Wyślą mnie do psychiatryka i zrobią ze mnie wariatkę, która pocięła sobie nogi.
Zerknęłam na lekarza i momentalnie zrobiło mi się nie dobrze. Myślałam, że zwymiotuje... Ale to nie jego widok przyprawił mnie o mdłości. W drzwiach pojawili się Amy i Josh.
-Cześć, Em. - przywitała się ze mną Amy. Wyglądała na doinformowaną, nie pytała o nic. Patrzyła na mnie smutno, ze zrozumieniem.
Czego jej naopowiadali?!
-Możemy z nią zostać? Sami?- Josh zwrócił się do lekarza. To nie brzmiało jak pytanie, raczej jak rozkaz. Facet w fartuchu skinął głową i odszedł.
-Emma, tak nam przykro...- powiedziała Amy i położyła się koło mnie. Josh usiadł koło nas na łóżku.
-Jak to się stało?- tym razem, to ja zapytałam. Chciałam wiedzieć, jaką wersje wydarzeń znają.
-Nie dzwoniłaś, ani nie esemesowałaś więc poszliśmy do ciebie. Drzwi był otwarte, więc weszliśmy...- Josh przełknął ślinę i znów kontynuował - Leżałaś tam, cała zakrwawiona... Twoje nogi były pocięte i siwe, a pod twoją głową była kałuża z krwi... Nie myśleliśmy za wiele i zadzwoniliśmy po karetkę. Nie żyłaś, Emily... Ann przyszła, raczej przybiegła z młotkiem w ręce. Zaczęła krzyczeć i panikować, ale tak na prawdę tylko udawała. Wiedzieliśmy, że to ona ci to zrobiła. Kiedy zapytaliśmy, po co jej młotek, oburzyła się i powiedziała, że myślała że jacyś włamywacze tu są. Zaczęła zwalać wszystko na nas...
-Dobra, dosyć -zaprotestowałam. Nie chciałam więcej tego słuchać. Kiedy Josh powiedział, że wiedzą, że to zrobiła Ann - poczułam ulgę...
-Oni myślą, że chciałam popełnić samobójstwo...- wydusiłam z siebie.
-Wiemy... Ann oczywiście to zasugerowała. Zaprzeczaliśmy, powiedzieliśmy że to był wypadek, że może ktoś cię pobił na ulicy, ale oni nie słuchali... Przepraszam, Em - Amy prawie szlochała. Zrobiło mi się jej szkoda, no bo... Do cholery! Czemu ona ma cierpieć?! Nie wystarczy, że ja to robię? Życie jest do dupy.
-Amy, nie masz za co przepraszać...- próbowałam ją przekonać -A poza tym podsuneliście mi świetny pomysł - powiedziałam z uśmiechem na ustach. Popatrzyli na mnie z uniesionymi brwiami.
-Powiem, że pamiętam jak ktoś na mnie napadł - zaczęłam udawać, jakbym mówiła to lekarzowi, czyli przerażona i ze łzami w oczach. Musiało to komicznie wyglądać...- Szłam do domu i ktoś nagle mnie złapał. Miał maskę, nie widziałam jego twarzy. Uderzył mnie w głowę i... resztę nie wiem. Nie pamiętam...
-Dobre!-wykrzyknął Josh, a ja uśmiechnęłam się dumnie.
Rozmawialiśmy jeszcze tylko godzinę, bo musieli wracać pomóc szykować park na koncert. Oboje są w wolontariuszu.
Świetnie... A tak chciałam iść na ten koncert! Teraz to raczej nie możliwe...
Brad
Poszedłem z chłopakami na próbę. Mieliśmy zagrać jako support Fifth Harmony, już w ten piątek!
Zostały nam tylko dwa dni, więc musieliśmy się pośpieszyć z próbami.
Czekaliśmy, aż przygotują scenę. Trochę to dziwne, nie jesteśmy znani i popularni, a występujemy jako support 5th! Już nie mogłem się doczekać. Wyobrażałem sobie, jak stoimy na scenie, jak zaczynamy grać, a publiczność wiwatuje i świetnie się bawi. Trochę bałem się, że tak nie będzie... że, nie spodobają się ludziom nasze piosenki.
-Cześć- powiedział Josh. Zdziwił mnie, bo nie zachowywał się tak jak zawsze. Był jakiś...smutny.
-Hej - przywitała się Amy, która również nie była taka jak zawsze. Wyglądała na naprawdę zmartwioną. Przywitaliśmy się z nimi, powiedzieli nam że pomagają w przygotowaniu sceny i ozdób, ponieważ są w wolontariuszu.
Wow, mnie by się nie chciało. Nie wiem czy ich podziwiać czy wyśmiewać...
Gadaliśmy o piosenkach, które zaprezentujemy. Rozmowę przerwał nam telefon Amy.
-Halo?... I?...Uff... To dobrze... Kiedy wychodzisz?... Super!... Muszę kończyć, ale zadzwonię jak skończymy szykować scenę, dobrze?.... Okej, papa! - przysłuchiwaliśmy się jej rozmowie.
-Emily?- zapytał Josh, który był mega zaciekawiony i zestresowany.
-Tak... Wszystko dobrze - odpowiedziała mu, a on cicho westchnął z ulgą.
-O co chodzi?- zapytał Connor, równie ciekawy jak ja.
-Um.. Em jest w szpitalu.
-Co? Czemu?- zdziwił się James
-Ktoś ją napadł... - zaczęła Amy i po jej policzkach spłynęły łzy.
-I? Co jej zrobił?- Connor był naprawdę wystraszony...
O co mu chodzi? Podoba mu się Em?!
-Sorry, Con... ale nie dam rady o tym mówić...- odpowiedziała smutnie Amy. Connor nie dawał za wygraną. Spojrzał wymownie na Josha i uniósł brwi. Ja również byłem ciekaw, ale.. do kurwy, to nie moja sprawa! Nie chce mówić, to nie.
-Ach..- Josh westchnął.- Zabił ją. Nie oddychała przez kilka minut, ale i tak... Nie żyła. Na szczęście znaleźliśmy ją i zadzwoniliśmy po karetkę.
-O kurwa!- wykrzyknął głośno Connor.
Chyba rzeczywiście podoba mu się Emily.
Kutas.
-Ale już wszystko w porządku? - to pytanie zadał oczywiście Connor.
-Tak.. Ma jedną nogę złamaną a drugą... zmasakrowaną.
-Przyjdzie na koncert w piątek?- zapytał Con, patrząc na Amy.
-Nie wiem..
Josh i Amy poszli przygotowywać scenę i inne pierdoły, a my zaczęliśmy stroić instrumenty.
Emily
Dziś piątek, a ja nadal w szpitalu. Poprosiłam lekarza, aby mnie dziś wypuścili. Powiedziałam, że czuje się już o wiele lepiej (nie prawda) i że bardzo chcę iść na festiwal z przyjaciółmi (prawda). Doktor zastanawiał się przez chwilę i... nie zgodził się. Byłam taka zła, zdolna do zamordowania lekarza! Dobra, nie zabiłabym go ale ... ughh! Tak bardzo chciałam iść na ten koncert. Jedyne co mogłam zrobić, to podziękować Ann.
Chwilę później odwiedzili mnie Amy i Josh. Weszli do sali z rękami złożonymi jak do modlitwy i uniesionymi brwiami. Czekali na odpowiedź... Niestety, pokiwałam głową.
-Nie wypuszczą mnie...- westchnęłam i poklepałam miejsce obok mnie, dając znak żeby usiedli.
-W porządku... Jak ty nie idziesz, my również. Posiedzimy z tobą!
-Tak! I tak nie chciałem iść. Kupię lody i pogadamy. Będzie o wiele lepiej niż na festiwalu...- Josh próbował mnie przekonać.
-Nie ma mowy! Idziecie!- zaprzeczyłam, nie tolerując odmowy. -Josh, nie umiesz kłamać- wyznałam z uśmiechem na twarzy.
-Em, kurwa musisz iść!
-Proszę nie dobijaj mnie - zaszlochałam i położyłam się na łóżku.
-Mam pomysł... Lekarz skapnie się jak znikniesz na kilka godzin?? - Josh zaskoczył mnie swoim pytaniem...
-Co masz na myśli?
-Porwiemy cię, uciekniesz, rozumiesz?- wytłumaczył chłopak. Zastanawiałam się przez chwilę.
-Zgoda!
-Wy chyba sobie żartujecie!- krzyknęła Amy z niedowierzaniem.
-Nie, naprawdę - powiedziałam całkiem poważnie, spojrzałam na Josha i uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech. Amy pokręciła głową ze śmiechem.
-Wariaci - zaśmiała się.
Myśleliśmy nad naszym planem. Trochę się bałam -przyznaję bez bicia, ale musiałam zaryzykować!
Wymyśliliśmy już, jak wydostanę się ze szpitala, gorzej było z planem dojścia do parku. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy zadzwonić po Jake'a ... Mieliśmy do wyboru również Brada i Jamesa, ale ja nie chciałam. Mimo, że ich polubiłam, nie chciałam im robić kłopotów. Jake też jest w szkolnej elicie, jest kapitanem drużyny piłkarskiej i w dodatku chodzi z największą laską ze szkoły.
Czemu ja się zgodziłam?!
Josh go zaproponował, bo jest jego kuzynem. Jednak, gdy mi o nim opowiadał nie wspomniał nic o elicie! Kiedyś go zabije, przysięgam.
Jak na razie, wszystko dobrze szło. Nie zostałam zauważona przez żadnego lekarza ani pielęgniarkę, więc poczułam się o wiele lepiej. Czułam, że mogę zrobić wszystko - nawet ze złamaną nogą i bandażem na głowie! Wydostałam się ze szpitala i czekaliśmy na Jake'a. W końcu nadjechał, a ja szybko pokuśtykałam do samochodu. Na szczęście Josh ukradł/pożyczył kule.
-Hej, jedź jedź jedź!- krzyknęła podekscytowana Amy, a ja się zaśmiałam. Jake nic nie odpowiedział, po prostu odjechał.
-Czy wam do reszty już odbiło?- odezwał się w końcu Jake. W odpowiedzi zaśmialiśmy się.
-Dzięki Jake, ratujesz nam dupe!- podziękował Josh, za nas wszystkich. - Z powrotem, też możemy na ciebie liczyć? - zapytał, błagającym tonem Josh.
-Jasne...- uśmiechnął się kuzyn, a ja poczułam ulgę. Jake zawiózł nas do domu Amy, żebyśmy mogły się przygotować i poczekał na nas. Amy pożyczyła mi swoją sukienkę. Długo myślałyśmy co zrobić z moim bandażem na głowie i w końcu wymyśliłyśmy (może i nienajlepszy) pomysł. Amy przykryła mi bandaż wiankiem i żebym nie czuła się samotna, sama również go założyła. Nie malowałam się, ani nie robiłam nic z moimi włosami - po prostu rozpuściłam je. Trochę stresowałam się pójściem na koncert bez makijażu i wyprostowanych włosów.. Ale nie miałam innego wyjścia, miałam wracać za 2 godziny i nie miałabym czasu na zmywanie makijażu. Założyłam kardigan i byłam gotowa do wyjścia.
http://www.polyvore.com/friday_concert/set?id=169978544
Chwilę później, byliśmy już na miejscu. Usiadłam z Amy przy barku, a Josh poszedł pod scenę. Siedziałyśmy i jadłyśmy lody, kiedy na scenę wyszli The Vamps. Byłam bardzo podekscytowana ich występem. Zaczęli grać, a Brad zaczął śpiewać.
Wow.
Klaskałyśmy w dłonie, podczas coveru 1D który wykonywali. Podobało mi się i to bardzo! Warto było uciec ze szpitala. Potem zaprezentowali swoją piosenkę, która naprawdę przypadła mi do gustu. Wszyscy podskakiwali (oprócz mnie oczywiście i Amy, która mi towarzyszyła), śpiewali i klaskali. Trochę im zazdrościłam, ale i tak świetnie się bawiłam. Chłopacy zeszli ze sceny i weszły dziewczyny! Bardzo lubię ich piosenki, ale myślę że większość osób przyszła popatrzeć na ich taniec... i ciało.
Brad
Zeszliśmy ze sceny! Boże, to było niesamowite! Mógłbym występować przez całe życie!
Podczas naszego występu zauważyłem Emily. Siedziała przy barku z Amy i klaskała w dłonie. Zagapiłem się na nią, sam nie wiem dlaczego. Wyglądała na zadowoloną, na ten widok automatycznie się uśmiechnąłem.
Na scenę weszły dziewczyny. Wyglądały... wow.
Gorącegorącegorące.
Świetnie wypadły, szczególnie jeśli chodzi o taniec. Wiedzą jak się ruszać!
Na końcu mieliśmy razem wykonać jedną z ich piosenek.
Weszliśmy na scenę i przygotowaliśmy się do występu. Ja miałem szczęście stać koło Lauren i Camili, nie narzekałem na ich obecność. Przeciwnie.
Razem zaśpiewaliśmy "Sledgehammer". Podczas śpiewania nie mogłem się skupić - 5 dziewczyn, seksownych dziewczyn tańczyło koło mnie... Wszyscy świetnie się bawili, klaskali w dłonie i podskakiwali.
Na koniec dziewczyny miały nas pocałować w policzek. Jednak ja odwróciłem głowę i Lauren pocałowała mnie w usta. Dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę, a ja się zaśmiałem. Wszyscy zaczęli krzyczeć i wiwatować. Wszyscy, oprócz Emily która była zajęta rozmową z Jakiem. Chyba świetnie się bawili, co chwilę się śmiali. Jake ją podrywał.
Nawet nie zwróciła uwagi na mnie kiedy Lauren mnie pocałowała, kiedy publiczność zaczęła piszczeć i wiwatować.
Po koncercie mieliśmy iść wszyscy do baru. Razem z chłopakami poszliśmy zapytać Jake'a, w końcu jest moim najlepszym przyjacielem.
Jake siedział koło Emmy. Jedli lody i zawzięcie o czymś rozmawiali, co chwile wybuchali śmiechem. Chyba dobrze bawili się w swoim towarzystwie.
-Jake idziesz z nami do baru? - zapytał James
-Odwiozę Emily i do was dołączę -odparł Jake, a na twarz Em wkradł się rumieniec.
-Jake, możesz iść. Pojadę autobusem - zaproponowała Emily
-Nie ma mowy. Odwiozę cie - zaprzeczył Jake, na co dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. Przyglądałem się im ze skupioną miną.
-Dobra, wiesz gdzie nas szukać - powiedział Tris i odeszliśmy.
Emily
Po koncercie i krótkiej rozmowie z Jakiem, pojechaliśmy do domu. Musiałam przebrać się w aucie i bałam się, że Jake zobaczy siniaki na moim ciele. Amy zauważyła, że się boję i próbowała mnie trochę zasłonić.
Udało się.
Widziałam jak Jake zerka w lusterko i pewnie zobaczył mnie w samej bieliźnie, ale było ciemno więc nie mógł zobaczyć moich siniaków, tym bardziej że Amy mnie zasłaniała.
Weszliśmy do szpitala i zobaczyliśmy jak doktor pyta pielęgniarki o mnie. Jake wziął mnie na ręce i pobiegł do sali. Byłam w szoku, nie wydusiłam z siebie ani słowa kiedy mnie niósł. W myślach baardzo mu dziękowałam.
"Dostarczył" mnie do łóżka.
-Dzięki! - powiedziałam i przykryłam się kołdrą. Drzwi się otworzyły, a w nich pojawili się moi najlepsi przyjaciele.
-Idzie tu!- krzyknął Josh. -Co mu powiesz?
-Że byłam w łazience- odparłam spokojnie. Poprawiłam się na łóżku i położyłam.
-Dobra, ja spadam. Narazie!- pożegnał się z nami Jake i odszedł.
-Witaj Emily. Gdzie byłaś? Szukałem cię po całym szpitalu - powiedział lekarz, przypatrując mi się ciekawie.
-W łazience- odparłam, na co tylko zmarszczył brwi.
-Wiesz, że nie wolno ci chodzić - powiedział, bardzo poważnie, na co przygryzłam wargę i skinęłam głową. Widziałam, jak w oczach przyjaciół maluje się przerażenie.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
***
Obudziły mnie promienie słońca prześwitujące zza żaluzjami.
Minęły 3 dni od naszej akcji. Przez ten czas, tylko leżałam i rysowałam. Straszne nudy, chociaż prawdę mówiąc nie narzekałam. W końcu mogłam spokojnie robić to co kocham - rysować.
Nie przeszkadzała mi Ann ani ojciec. Moje rysunki nie zostały podarte, a ołówki pozostały w całości - ich również nie miał kto połamać. Jedyny plus pobytu w szpitalu.
Leżałam, prawie zasypiając kiedy otworzył się drzwi.
-Cześć Emily!- krzyknęła, niezwykle uradowana Amy.
-Hej, co tam?- zapytałam, na co ona zapiszczała radośnie i usiadła koło mnie.
-Nie uwierzysz! - wykrzyknęłam, a ja uniosłam brwi oczekując odpowiedzi. -Jake chyba chce z tobą chodzić!
-Co?- nie dowierzałam. Na prawdę zdziwiła mnie tym...
-To co słyszysz! Siedzieliśmy wczoraj w starbucks'ie i dosiedli się do nas chłopacy - James, Brad, Jake i reszta. Gadaliśmy o koncercie i o innych pierdołach, kiedy Jake zapytał czy masz chłopaka! Oo gdybyś tylko zobaczyła jego minę jak mu odpowiedziałam! Był taki... szczęśliwy i podniecony. - Amy powiedziała wszystko za jednym tchem, a ja słuchałam jej z otwartą buzią. Na ostatnie zdanie się zaśmiałam. - Poważnie!- krzyknęła. - Haha jak się o to zapytał, Brad o mało się nie zakrztusił!- powiedziała przyjaciółka, a ja przewróciłam oczami.
Myślałam, że Brad mnie lubi. Chociaż toleruje.
Jednak się myliłam.
Dupek.
-I? Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytała Amy, a jej oczy błyszczały z radości.
-Nic - odpowiedziałam spokojnie, jakby nic się nie stało.
-Jak to nic?! Jake jest super! Musicie być ze sobą! Chociaż...
-Chociaż, co?- zapytałam się, bojąc się jej odpowiedzi.
-Chociaż bardziej pasujesz do Brada. Bylibyście świetną parą - na jej słowa, parsknęłam śmiechem.
Amy przewróciła tylko oczami nic nie odpowiadając.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez godzinę, dopóki nie przyszedł lekarz.
-Emily, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Możesz dziś wyjść - oznajmił lekarz, z uśmiechem na ustach.
-Ooh dziękuję! - zawołałam szczęśliwa.
-To ja pojadę po ubrania i przyjadę po ciebie, okej? - zapytała uradowana Amy.
-Okej - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko mogłam.
-Już jestem! Moja mama czeka na parkingu. Byłam u ciebie w domu o ubrania, ale nikogo nie było więc przyniosłam ci swoje ubrania - powiedziała Amy, szukając czegoś w torbie. Podziękowałam jej i ubrałam się.
http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=170779407
-Co mnie tak wystroiłaś? - zapytałam rozbawiona.
-Wstąpimy gdzieś po drodze...- powiedziała tajemniczym głosem. Zmarszczyłam brwi.
-Gdzie?- zapytałam ciekawa, bawiąc się rąbkiem spódnicy.
-Zobaczysz.
***
-Zabiję cię - powiedziałam do Amy, kiedy zobaczyłam gdzie wysiadamy. Amy nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się zadowolona z siebie. -Chyba wiem, dlaczego tu jesteśmy - powiedziałam oskarżycielskim tonem, rozglądając się po trybunach na boisku.
-Jake jest kapitanem drużyny!- zaświergotała Amy
-Oh! Żartujesz? No nie wierzę!- udałam zaskoczoną, na co Amy się zaśmiała i uderzyła mnie łokciem w bok.
-Ojj no weź. On jest taki słodki i zależy mu na tobie - przyjaciółka zaczęła mnie przekonywać.
-I ma dziewczynę - dodałam, zajmując miejsce na trybunach. Amy patrzyła na mnie zamyślona po czym krzyknęła:
-Co za kutas! Ma dziewczynę i robi nadzieje innej!
-Ej! Nie chciałam z nim chodzić! Ale tak, jest kutasem - powiedziałam, po czym obie zaśmiałyśmy się.
Ludzie zaczęli się schodzić, między nimi Josh.
-EMILY!- krzyknął i podbiegł do mnie. Wstałam i się przytuliliśmy. -Znowu uciekłaś? Niegrzeczna dziewczynka - powiedział, a ja przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się.
Siedzieliśmy i czekaliśmy, aż rozpocznie się mecz.
Ktoś zasłonił mi oczy, odwróciłam szybko głowę, aby sprawdzić kto to.
Zobaczyłam uśmiechniętego Jake'a.
-Cześć - przywitał się radośnie.
-Hej- odparłam i uśmiechnęłam się.
-Super, że przyszłaś! Podejrzewam, że tym razem nie uciekałaś - powiedział i mrugnął do mnie. Skinęłam głową z rumieńcem na policzkach.
-Muszę już lecieć, trzymajcie kciuki!- rzekł z uśmiechem od ucha do ucha i pobiegł w stronę boiska. Gdy odszedł, razem z Amy przewróciłyśmy oczami i powiedziałyśmy w tym samym czasie:
-Dupek.
Josh popatrzył na nas podejrzliwie.
-Zarywa do Em, a ma dziewczynę - wytłumaczyła Amy, oskarżycielskim tonem.
-Zerwali - powiedział Josh. Razem z przyjaciółką, udało nam się tylko wydusić "Oh", po czym uśmiechnęłyśmy się wymownie.
Przez cały mecz kibicowałyśmy drużynie z naszej szkoły. Mimo, że były wakacje (jeszcze przez tylko 3 tygodnie) drużyna szkolna grała na meczach.
Wygrali!
Chłopcy zaczęli krzyczeć i skakać. Śmieszny widok.
Wszyscy wyszli z boiska i trybun. Stałam przed budką z hot-dogami i rozmawiałam z Amy i Joshem, kiedy wybiegli chłopcy.
-Gratulacje!- powiedziałam, kiedy do nas się zbliżyli.
-Dzięki!-powiedział za wszystkich Connor. Nie mogłam znaleźć Jake'a. Nie było go z pewnością w grupce chłopaków, która stała koło nas.
Po chwili wypatrywany chłopak wybiegł ze stadionu wiwatując. Był naprawdę szczęśliwy!
Podbiegł do nas, ze "szczęśliwym" krzykiem, podniósł mnie i okręcił wokół siebie. Krzyknęłam zaskoczona i zaczęłam się śmiać. Opuścił mnie na ziemie i również się zaśmiał.
-Wygraliśmy!!- zawołał radośnie i chwilę potem wszyscy zaczęli krzyczeć. Wszyscy oprócz Brada.
Rozmawialiśmy o meczu jakieś pół godziny, kiedy razem z Amy zaczęłyśmy ziewać. Postanowiłyśmy pójść do domu, za to chłopcy poszli uczcić wygraną do jakiegoś klubu.
Czekałyśmy na przystanku, kiedy zadzwonił mój telefon. Moje ciało zdrętwiało na widok kontaktu, który do mnie dzwoni.
-Halo?
-Emily -jego głos przyprawił mnie o mdłości. -Wyjeżdżamy na 2 tygodnie. Klucze są pod doniczką.
-Dobrze -odparłam, a ojciec się rozłączył.
Powiedziałam wszystko Amy, a w jej oczach ujrzałam "radosne iskierki".
-Piżama party!- wykrzyknęła szczęśliwa.
------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że podoba wam się trzeci rozdział!
Proszę, zostaw po sobie komentarz! Wyraź swoją
opinię na temat tego rozdziału. Bardzo chcę wiedzieć,
co o nim myślisz ! :)
Muszę przestać o wszystko winić kolor ścian, inaczej tu zwariuje.
Tak, gdybym nadal obwiniała niebieskie ściany, zapewne nie byłabym już w szpitalu, tylko w psychiatryku.
Miałam z tysiąc pytań. Tysiąc pytań, na które zapewne nie znajdę odpowiedzi... Próbowałam sama na nie odpowiedzieć...
1.Kto zadzwonił po karetkę? Na pewno nie Ann. Bo po co najpierw próbowała mnie zabić (prawie się jej udało), a potem mnie ratować? Tak, na 100% to nie Ann zadzwoniła po karetkę.
2. Dlaczego mam gips na prawej nodze i masę ran na lewej? Czyli Ann nie zaprzestała na rozbitej głowie.
3. Ale ja nie żyłam! Po co złamała mi i pocięła nogi?!
4. ZDZIRA.
5. Jak ja to wytłumaczę Amy i Joshowi, skoro sama nie wiem jak to się wszystko stało?!
6. Życie jest nie fair.
Właśnie... Pozwolę sobie się zacytować: "Próbowałam sama na nie odpowiedzieć.." PRÓBOWAŁAM. Gówno z tego. Nadal na żadne z nich nie znałam odpowiedzi.
Postanowiłam przestać myśleć, bo nic dobrego z tego nie wynikało. Zawroty głowy, bóle brzucha i mdłości - nie to chciałam uzyskać.
Nie pozostało mi nic, tylko leżeć i czekać.
Ciekawe, jak wytłumaczy mi to lekarz... Ha, ciekawe jak to Ann przedstawiła! Przewróciłam się, uderzyłam w głowę - to rozumiem, ale co dalej? Jak wytłumaczy stan moich nóg? Stałam się zombie i złamałam sobie nogę, ale żeby jeszcze bardziej się upodobnić do moich bratnich dusz, czyli zombie - pocięłam sobie drugą nogę?! No, ciekawa jestem...
Jak na zawołanie do sali wszedł lekarz. Popatrzył na mnie, z góry na dół przez co na moje policzki wkradł się rumieniec. Pan Robert Wales (przeczytałam jego imię na etykietce na fartuchu) usiadł na krześle przy moim łóżku i pokręcił głową. Nie rozumiałam jego zachowania, więc uniosłam brwi do góry.
-Dlaczego?- zapytał bardzo łagodnie (jakbym była agresywna lub chora psychicznie).
-Co "dlaczego"? - odparłam najspokojniej jak się dało. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Coraz bardziej się denerwowałam, a moje ciśnienie rosło.
-Dlaczego chciałaś się zabić? Popełnić samobójstwo...- jego słowa dosłownie mnie uderzyły.
-CO? Ja, zabić?!- niemalże wykrzyknęłam. Wersja z zombie o wiele bardziej mi się podobała.
-Inaczej nie da się tego wyjaśnić, panno Parker. Pocięłaś sobie nogę, drugą zaś złamałaś a potem uderzyłaś głową prawdopodobnie o kant stołu.
-Bzdura - ledwo wymamrotałam... Nie wiedziałam co myśleć, a co dopiero co powiedzieć. Patrzyłam przed siebie, myśląc co odpowiedzieć.
Jeśli powiem, że to nie prawda i opowiem całą historię o ojcu i Ann, Harry i Maura stracą rodziców.
Jeżeli powiem, że to prawda. Wyślą mnie do psychiatryka i zrobią ze mnie wariatkę, która pocięła sobie nogi.
Zerknęłam na lekarza i momentalnie zrobiło mi się nie dobrze. Myślałam, że zwymiotuje... Ale to nie jego widok przyprawił mnie o mdłości. W drzwiach pojawili się Amy i Josh.
-Cześć, Em. - przywitała się ze mną Amy. Wyglądała na doinformowaną, nie pytała o nic. Patrzyła na mnie smutno, ze zrozumieniem.
Czego jej naopowiadali?!
-Możemy z nią zostać? Sami?- Josh zwrócił się do lekarza. To nie brzmiało jak pytanie, raczej jak rozkaz. Facet w fartuchu skinął głową i odszedł.
-Emma, tak nam przykro...- powiedziała Amy i położyła się koło mnie. Josh usiadł koło nas na łóżku.
-Jak to się stało?- tym razem, to ja zapytałam. Chciałam wiedzieć, jaką wersje wydarzeń znają.
-Nie dzwoniłaś, ani nie esemesowałaś więc poszliśmy do ciebie. Drzwi był otwarte, więc weszliśmy...- Josh przełknął ślinę i znów kontynuował - Leżałaś tam, cała zakrwawiona... Twoje nogi były pocięte i siwe, a pod twoją głową była kałuża z krwi... Nie myśleliśmy za wiele i zadzwoniliśmy po karetkę. Nie żyłaś, Emily... Ann przyszła, raczej przybiegła z młotkiem w ręce. Zaczęła krzyczeć i panikować, ale tak na prawdę tylko udawała. Wiedzieliśmy, że to ona ci to zrobiła. Kiedy zapytaliśmy, po co jej młotek, oburzyła się i powiedziała, że myślała że jacyś włamywacze tu są. Zaczęła zwalać wszystko na nas...
-Dobra, dosyć -zaprotestowałam. Nie chciałam więcej tego słuchać. Kiedy Josh powiedział, że wiedzą, że to zrobiła Ann - poczułam ulgę...
-Oni myślą, że chciałam popełnić samobójstwo...- wydusiłam z siebie.
-Wiemy... Ann oczywiście to zasugerowała. Zaprzeczaliśmy, powiedzieliśmy że to był wypadek, że może ktoś cię pobił na ulicy, ale oni nie słuchali... Przepraszam, Em - Amy prawie szlochała. Zrobiło mi się jej szkoda, no bo... Do cholery! Czemu ona ma cierpieć?! Nie wystarczy, że ja to robię? Życie jest do dupy.
-Amy, nie masz za co przepraszać...- próbowałam ją przekonać -A poza tym podsuneliście mi świetny pomysł - powiedziałam z uśmiechem na ustach. Popatrzyli na mnie z uniesionymi brwiami.
-Powiem, że pamiętam jak ktoś na mnie napadł - zaczęłam udawać, jakbym mówiła to lekarzowi, czyli przerażona i ze łzami w oczach. Musiało to komicznie wyglądać...- Szłam do domu i ktoś nagle mnie złapał. Miał maskę, nie widziałam jego twarzy. Uderzył mnie w głowę i... resztę nie wiem. Nie pamiętam...
-Dobre!-wykrzyknął Josh, a ja uśmiechnęłam się dumnie.
Rozmawialiśmy jeszcze tylko godzinę, bo musieli wracać pomóc szykować park na koncert. Oboje są w wolontariuszu.
Świetnie... A tak chciałam iść na ten koncert! Teraz to raczej nie możliwe...
Brad
Poszedłem z chłopakami na próbę. Mieliśmy zagrać jako support Fifth Harmony, już w ten piątek!
Zostały nam tylko dwa dni, więc musieliśmy się pośpieszyć z próbami.
Czekaliśmy, aż przygotują scenę. Trochę to dziwne, nie jesteśmy znani i popularni, a występujemy jako support 5th! Już nie mogłem się doczekać. Wyobrażałem sobie, jak stoimy na scenie, jak zaczynamy grać, a publiczność wiwatuje i świetnie się bawi. Trochę bałem się, że tak nie będzie... że, nie spodobają się ludziom nasze piosenki.
-Cześć- powiedział Josh. Zdziwił mnie, bo nie zachowywał się tak jak zawsze. Był jakiś...smutny.
-Hej - przywitała się Amy, która również nie była taka jak zawsze. Wyglądała na naprawdę zmartwioną. Przywitaliśmy się z nimi, powiedzieli nam że pomagają w przygotowaniu sceny i ozdób, ponieważ są w wolontariuszu.
Wow, mnie by się nie chciało. Nie wiem czy ich podziwiać czy wyśmiewać...
Gadaliśmy o piosenkach, które zaprezentujemy. Rozmowę przerwał nam telefon Amy.
-Halo?... I?...Uff... To dobrze... Kiedy wychodzisz?... Super!... Muszę kończyć, ale zadzwonię jak skończymy szykować scenę, dobrze?.... Okej, papa! - przysłuchiwaliśmy się jej rozmowie.
-Emily?- zapytał Josh, który był mega zaciekawiony i zestresowany.
-Tak... Wszystko dobrze - odpowiedziała mu, a on cicho westchnął z ulgą.
-O co chodzi?- zapytał Connor, równie ciekawy jak ja.
-Um.. Em jest w szpitalu.
-Co? Czemu?- zdziwił się James
-Ktoś ją napadł... - zaczęła Amy i po jej policzkach spłynęły łzy.
-I? Co jej zrobił?- Connor był naprawdę wystraszony...
O co mu chodzi? Podoba mu się Em?!
-Sorry, Con... ale nie dam rady o tym mówić...- odpowiedziała smutnie Amy. Connor nie dawał za wygraną. Spojrzał wymownie na Josha i uniósł brwi. Ja również byłem ciekaw, ale.. do kurwy, to nie moja sprawa! Nie chce mówić, to nie.
-Ach..- Josh westchnął.- Zabił ją. Nie oddychała przez kilka minut, ale i tak... Nie żyła. Na szczęście znaleźliśmy ją i zadzwoniliśmy po karetkę.
-O kurwa!- wykrzyknął głośno Connor.
Chyba rzeczywiście podoba mu się Emily.
Kutas.
-Ale już wszystko w porządku? - to pytanie zadał oczywiście Connor.
-Tak.. Ma jedną nogę złamaną a drugą... zmasakrowaną.
-Przyjdzie na koncert w piątek?- zapytał Con, patrząc na Amy.
-Nie wiem..
Josh i Amy poszli przygotowywać scenę i inne pierdoły, a my zaczęliśmy stroić instrumenty.
Emily
Dziś piątek, a ja nadal w szpitalu. Poprosiłam lekarza, aby mnie dziś wypuścili. Powiedziałam, że czuje się już o wiele lepiej (nie prawda) i że bardzo chcę iść na festiwal z przyjaciółmi (prawda). Doktor zastanawiał się przez chwilę i... nie zgodził się. Byłam taka zła, zdolna do zamordowania lekarza! Dobra, nie zabiłabym go ale ... ughh! Tak bardzo chciałam iść na ten koncert. Jedyne co mogłam zrobić, to podziękować Ann.
Chwilę później odwiedzili mnie Amy i Josh. Weszli do sali z rękami złożonymi jak do modlitwy i uniesionymi brwiami. Czekali na odpowiedź... Niestety, pokiwałam głową.
-Nie wypuszczą mnie...- westchnęłam i poklepałam miejsce obok mnie, dając znak żeby usiedli.
-W porządku... Jak ty nie idziesz, my również. Posiedzimy z tobą!
-Tak! I tak nie chciałem iść. Kupię lody i pogadamy. Będzie o wiele lepiej niż na festiwalu...- Josh próbował mnie przekonać.
-Nie ma mowy! Idziecie!- zaprzeczyłam, nie tolerując odmowy. -Josh, nie umiesz kłamać- wyznałam z uśmiechem na twarzy.
-Em, kurwa musisz iść!
-Proszę nie dobijaj mnie - zaszlochałam i położyłam się na łóżku.
-Mam pomysł... Lekarz skapnie się jak znikniesz na kilka godzin?? - Josh zaskoczył mnie swoim pytaniem...
-Co masz na myśli?
-Porwiemy cię, uciekniesz, rozumiesz?- wytłumaczył chłopak. Zastanawiałam się przez chwilę.
-Zgoda!
-Wy chyba sobie żartujecie!- krzyknęła Amy z niedowierzaniem.
-Nie, naprawdę - powiedziałam całkiem poważnie, spojrzałam na Josha i uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech. Amy pokręciła głową ze śmiechem.
-Wariaci - zaśmiała się.
Myśleliśmy nad naszym planem. Trochę się bałam -przyznaję bez bicia, ale musiałam zaryzykować!
Wymyśliliśmy już, jak wydostanę się ze szpitala, gorzej było z planem dojścia do parku. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy zadzwonić po Jake'a ... Mieliśmy do wyboru również Brada i Jamesa, ale ja nie chciałam. Mimo, że ich polubiłam, nie chciałam im robić kłopotów. Jake też jest w szkolnej elicie, jest kapitanem drużyny piłkarskiej i w dodatku chodzi z największą laską ze szkoły.
Czemu ja się zgodziłam?!
Josh go zaproponował, bo jest jego kuzynem. Jednak, gdy mi o nim opowiadał nie wspomniał nic o elicie! Kiedyś go zabije, przysięgam.
Jak na razie, wszystko dobrze szło. Nie zostałam zauważona przez żadnego lekarza ani pielęgniarkę, więc poczułam się o wiele lepiej. Czułam, że mogę zrobić wszystko - nawet ze złamaną nogą i bandażem na głowie! Wydostałam się ze szpitala i czekaliśmy na Jake'a. W końcu nadjechał, a ja szybko pokuśtykałam do samochodu. Na szczęście Josh ukradł/pożyczył kule.
-Hej, jedź jedź jedź!- krzyknęła podekscytowana Amy, a ja się zaśmiałam. Jake nic nie odpowiedział, po prostu odjechał.
-Czy wam do reszty już odbiło?- odezwał się w końcu Jake. W odpowiedzi zaśmialiśmy się.
-Dzięki Jake, ratujesz nam dupe!- podziękował Josh, za nas wszystkich. - Z powrotem, też możemy na ciebie liczyć? - zapytał, błagającym tonem Josh.
-Jasne...- uśmiechnął się kuzyn, a ja poczułam ulgę. Jake zawiózł nas do domu Amy, żebyśmy mogły się przygotować i poczekał na nas. Amy pożyczyła mi swoją sukienkę. Długo myślałyśmy co zrobić z moim bandażem na głowie i w końcu wymyśliłyśmy (może i nienajlepszy) pomysł. Amy przykryła mi bandaż wiankiem i żebym nie czuła się samotna, sama również go założyła. Nie malowałam się, ani nie robiłam nic z moimi włosami - po prostu rozpuściłam je. Trochę stresowałam się pójściem na koncert bez makijażu i wyprostowanych włosów.. Ale nie miałam innego wyjścia, miałam wracać za 2 godziny i nie miałabym czasu na zmywanie makijażu. Założyłam kardigan i byłam gotowa do wyjścia.
http://www.polyvore.com/friday_concert/set?id=169978544
Chwilę później, byliśmy już na miejscu. Usiadłam z Amy przy barku, a Josh poszedł pod scenę. Siedziałyśmy i jadłyśmy lody, kiedy na scenę wyszli The Vamps. Byłam bardzo podekscytowana ich występem. Zaczęli grać, a Brad zaczął śpiewać.
Wow.
Klaskałyśmy w dłonie, podczas coveru 1D który wykonywali. Podobało mi się i to bardzo! Warto było uciec ze szpitala. Potem zaprezentowali swoją piosenkę, która naprawdę przypadła mi do gustu. Wszyscy podskakiwali (oprócz mnie oczywiście i Amy, która mi towarzyszyła), śpiewali i klaskali. Trochę im zazdrościłam, ale i tak świetnie się bawiłam. Chłopacy zeszli ze sceny i weszły dziewczyny! Bardzo lubię ich piosenki, ale myślę że większość osób przyszła popatrzeć na ich taniec... i ciało.
Brad
Zeszliśmy ze sceny! Boże, to było niesamowite! Mógłbym występować przez całe życie!
Podczas naszego występu zauważyłem Emily. Siedziała przy barku z Amy i klaskała w dłonie. Zagapiłem się na nią, sam nie wiem dlaczego. Wyglądała na zadowoloną, na ten widok automatycznie się uśmiechnąłem.
Na scenę weszły dziewczyny. Wyglądały... wow.
Gorącegorącegorące.
Świetnie wypadły, szczególnie jeśli chodzi o taniec. Wiedzą jak się ruszać!
Na końcu mieliśmy razem wykonać jedną z ich piosenek.
Weszliśmy na scenę i przygotowaliśmy się do występu. Ja miałem szczęście stać koło Lauren i Camili, nie narzekałem na ich obecność. Przeciwnie.
Razem zaśpiewaliśmy "Sledgehammer". Podczas śpiewania nie mogłem się skupić - 5 dziewczyn, seksownych dziewczyn tańczyło koło mnie... Wszyscy świetnie się bawili, klaskali w dłonie i podskakiwali.
Na koniec dziewczyny miały nas pocałować w policzek. Jednak ja odwróciłem głowę i Lauren pocałowała mnie w usta. Dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę, a ja się zaśmiałem. Wszyscy zaczęli krzyczeć i wiwatować. Wszyscy, oprócz Emily która była zajęta rozmową z Jakiem. Chyba świetnie się bawili, co chwilę się śmiali. Jake ją podrywał.
Nawet nie zwróciła uwagi na mnie kiedy Lauren mnie pocałowała, kiedy publiczność zaczęła piszczeć i wiwatować.
Po koncercie mieliśmy iść wszyscy do baru. Razem z chłopakami poszliśmy zapytać Jake'a, w końcu jest moim najlepszym przyjacielem.
Jake siedział koło Emmy. Jedli lody i zawzięcie o czymś rozmawiali, co chwile wybuchali śmiechem. Chyba dobrze bawili się w swoim towarzystwie.
-Jake idziesz z nami do baru? - zapytał James
-Odwiozę Emily i do was dołączę -odparł Jake, a na twarz Em wkradł się rumieniec.
-Jake, możesz iść. Pojadę autobusem - zaproponowała Emily
-Nie ma mowy. Odwiozę cie - zaprzeczył Jake, na co dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. Przyglądałem się im ze skupioną miną.
-Dobra, wiesz gdzie nas szukać - powiedział Tris i odeszliśmy.
Emily
Po koncercie i krótkiej rozmowie z Jakiem, pojechaliśmy do domu. Musiałam przebrać się w aucie i bałam się, że Jake zobaczy siniaki na moim ciele. Amy zauważyła, że się boję i próbowała mnie trochę zasłonić.
Udało się.
Widziałam jak Jake zerka w lusterko i pewnie zobaczył mnie w samej bieliźnie, ale było ciemno więc nie mógł zobaczyć moich siniaków, tym bardziej że Amy mnie zasłaniała.
Weszliśmy do szpitala i zobaczyliśmy jak doktor pyta pielęgniarki o mnie. Jake wziął mnie na ręce i pobiegł do sali. Byłam w szoku, nie wydusiłam z siebie ani słowa kiedy mnie niósł. W myślach baardzo mu dziękowałam.
"Dostarczył" mnie do łóżka.
-Dzięki! - powiedziałam i przykryłam się kołdrą. Drzwi się otworzyły, a w nich pojawili się moi najlepsi przyjaciele.
-Idzie tu!- krzyknął Josh. -Co mu powiesz?
-Że byłam w łazience- odparłam spokojnie. Poprawiłam się na łóżku i położyłam.
-Dobra, ja spadam. Narazie!- pożegnał się z nami Jake i odszedł.
-Witaj Emily. Gdzie byłaś? Szukałem cię po całym szpitalu - powiedział lekarz, przypatrując mi się ciekawie.
-W łazience- odparłam, na co tylko zmarszczył brwi.
-Wiesz, że nie wolno ci chodzić - powiedział, bardzo poważnie, na co przygryzłam wargę i skinęłam głową. Widziałam, jak w oczach przyjaciół maluje się przerażenie.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
***
Obudziły mnie promienie słońca prześwitujące zza żaluzjami.
Minęły 3 dni od naszej akcji. Przez ten czas, tylko leżałam i rysowałam. Straszne nudy, chociaż prawdę mówiąc nie narzekałam. W końcu mogłam spokojnie robić to co kocham - rysować.
Nie przeszkadzała mi Ann ani ojciec. Moje rysunki nie zostały podarte, a ołówki pozostały w całości - ich również nie miał kto połamać. Jedyny plus pobytu w szpitalu.
Leżałam, prawie zasypiając kiedy otworzył się drzwi.
-Cześć Emily!- krzyknęła, niezwykle uradowana Amy.
-Hej, co tam?- zapytałam, na co ona zapiszczała radośnie i usiadła koło mnie.
-Nie uwierzysz! - wykrzyknęłam, a ja uniosłam brwi oczekując odpowiedzi. -Jake chyba chce z tobą chodzić!
-Co?- nie dowierzałam. Na prawdę zdziwiła mnie tym...
-To co słyszysz! Siedzieliśmy wczoraj w starbucks'ie i dosiedli się do nas chłopacy - James, Brad, Jake i reszta. Gadaliśmy o koncercie i o innych pierdołach, kiedy Jake zapytał czy masz chłopaka! Oo gdybyś tylko zobaczyła jego minę jak mu odpowiedziałam! Był taki... szczęśliwy i podniecony. - Amy powiedziała wszystko za jednym tchem, a ja słuchałam jej z otwartą buzią. Na ostatnie zdanie się zaśmiałam. - Poważnie!- krzyknęła. - Haha jak się o to zapytał, Brad o mało się nie zakrztusił!- powiedziała przyjaciółka, a ja przewróciłam oczami.
Myślałam, że Brad mnie lubi. Chociaż toleruje.
Jednak się myliłam.
Dupek.
-I? Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytała Amy, a jej oczy błyszczały z radości.
-Nic - odpowiedziałam spokojnie, jakby nic się nie stało.
-Jak to nic?! Jake jest super! Musicie być ze sobą! Chociaż...
-Chociaż, co?- zapytałam się, bojąc się jej odpowiedzi.
-Chociaż bardziej pasujesz do Brada. Bylibyście świetną parą - na jej słowa, parsknęłam śmiechem.
Amy przewróciła tylko oczami nic nie odpowiadając.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez godzinę, dopóki nie przyszedł lekarz.
-Emily, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Możesz dziś wyjść - oznajmił lekarz, z uśmiechem na ustach.
-Ooh dziękuję! - zawołałam szczęśliwa.
-To ja pojadę po ubrania i przyjadę po ciebie, okej? - zapytała uradowana Amy.
-Okej - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko mogłam.
-Już jestem! Moja mama czeka na parkingu. Byłam u ciebie w domu o ubrania, ale nikogo nie było więc przyniosłam ci swoje ubrania - powiedziała Amy, szukając czegoś w torbie. Podziękowałam jej i ubrałam się.
http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=170779407
-Co mnie tak wystroiłaś? - zapytałam rozbawiona.
-Wstąpimy gdzieś po drodze...- powiedziała tajemniczym głosem. Zmarszczyłam brwi.
-Gdzie?- zapytałam ciekawa, bawiąc się rąbkiem spódnicy.
-Zobaczysz.
***
-Zabiję cię - powiedziałam do Amy, kiedy zobaczyłam gdzie wysiadamy. Amy nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się zadowolona z siebie. -Chyba wiem, dlaczego tu jesteśmy - powiedziałam oskarżycielskim tonem, rozglądając się po trybunach na boisku.
-Jake jest kapitanem drużyny!- zaświergotała Amy
-Oh! Żartujesz? No nie wierzę!- udałam zaskoczoną, na co Amy się zaśmiała i uderzyła mnie łokciem w bok.
-Ojj no weź. On jest taki słodki i zależy mu na tobie - przyjaciółka zaczęła mnie przekonywać.
-I ma dziewczynę - dodałam, zajmując miejsce na trybunach. Amy patrzyła na mnie zamyślona po czym krzyknęła:
-Co za kutas! Ma dziewczynę i robi nadzieje innej!
-Ej! Nie chciałam z nim chodzić! Ale tak, jest kutasem - powiedziałam, po czym obie zaśmiałyśmy się.
Ludzie zaczęli się schodzić, między nimi Josh.
-EMILY!- krzyknął i podbiegł do mnie. Wstałam i się przytuliliśmy. -Znowu uciekłaś? Niegrzeczna dziewczynka - powiedział, a ja przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się.
Siedzieliśmy i czekaliśmy, aż rozpocznie się mecz.
Ktoś zasłonił mi oczy, odwróciłam szybko głowę, aby sprawdzić kto to.
Zobaczyłam uśmiechniętego Jake'a.
-Cześć - przywitał się radośnie.
-Hej- odparłam i uśmiechnęłam się.
-Super, że przyszłaś! Podejrzewam, że tym razem nie uciekałaś - powiedział i mrugnął do mnie. Skinęłam głową z rumieńcem na policzkach.
-Muszę już lecieć, trzymajcie kciuki!- rzekł z uśmiechem od ucha do ucha i pobiegł w stronę boiska. Gdy odszedł, razem z Amy przewróciłyśmy oczami i powiedziałyśmy w tym samym czasie:
-Dupek.
Josh popatrzył na nas podejrzliwie.
-Zarywa do Em, a ma dziewczynę - wytłumaczyła Amy, oskarżycielskim tonem.
-Zerwali - powiedział Josh. Razem z przyjaciółką, udało nam się tylko wydusić "Oh", po czym uśmiechnęłyśmy się wymownie.
Przez cały mecz kibicowałyśmy drużynie z naszej szkoły. Mimo, że były wakacje (jeszcze przez tylko 3 tygodnie) drużyna szkolna grała na meczach.
Wygrali!
Chłopcy zaczęli krzyczeć i skakać. Śmieszny widok.
Wszyscy wyszli z boiska i trybun. Stałam przed budką z hot-dogami i rozmawiałam z Amy i Joshem, kiedy wybiegli chłopcy.
-Gratulacje!- powiedziałam, kiedy do nas się zbliżyli.
-Dzięki!-powiedział za wszystkich Connor. Nie mogłam znaleźć Jake'a. Nie było go z pewnością w grupce chłopaków, która stała koło nas.
Po chwili wypatrywany chłopak wybiegł ze stadionu wiwatując. Był naprawdę szczęśliwy!
Podbiegł do nas, ze "szczęśliwym" krzykiem, podniósł mnie i okręcił wokół siebie. Krzyknęłam zaskoczona i zaczęłam się śmiać. Opuścił mnie na ziemie i również się zaśmiał.
-Wygraliśmy!!- zawołał radośnie i chwilę potem wszyscy zaczęli krzyczeć. Wszyscy oprócz Brada.
Rozmawialiśmy o meczu jakieś pół godziny, kiedy razem z Amy zaczęłyśmy ziewać. Postanowiłyśmy pójść do domu, za to chłopcy poszli uczcić wygraną do jakiegoś klubu.
Czekałyśmy na przystanku, kiedy zadzwonił mój telefon. Moje ciało zdrętwiało na widok kontaktu, który do mnie dzwoni.
-Halo?
-Emily -jego głos przyprawił mnie o mdłości. -Wyjeżdżamy na 2 tygodnie. Klucze są pod doniczką.
-Dobrze -odparłam, a ojciec się rozłączył.
Powiedziałam wszystko Amy, a w jej oczach ujrzałam "radosne iskierki".
-Piżama party!- wykrzyknęła szczęśliwa.
------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że podoba wam się trzeci rozdział!
Proszę, zostaw po sobie komentarz! Wyraź swoją
opinię na temat tego rozdziału. Bardzo chcę wiedzieć,
co o nim myślisz ! :)
Opowiadanie zostało nominowane na najlepszy Blog Miesiąca Lipiec. Ankieta do głosowania znajduje się na stronie głównej naszego spisu lub pod linkiem: http://sonda.hanzo.pl/sondy,249202,zKY8.html
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na naszym spisie w zakładce "blog miesiąca".
Pozdrawiamy, załoga spisfanfiction.blogspot.com
Dziękuje! :))
UsuńCześć !!! :D
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział xD Bardzo podoba mi się twój styl pisania, co naprawdę ułatwia skupianie się na tekście :)
Akcja ze szpitalem była naprawdę bombowa!!! Kto by pomyślał, że Em ucieknie :D I, że spod szpitala obierze ją i jej przyjaciół Jake... w dodatku zakochany w Emily :? Ciekawe co z tego wyniknie :D
Brad jest taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaakiiiiiiii słodki <3 <3 <3 Ojjj jak się zakochał w Em...Mmmmm <3 Kurcze gdyby jeszcze zaczął o nią walczyć, to już by było świetnie :D
Pozdrawiam i weny życzę :*
Wow, widzę ,że trafiłam na naprawdę świetny blog. Życzę powodzenia w dalszych rozdziałach i serdecznie zapraszam do mnie :* Czekam na jakieś rady :D http://newcompany-zaynmalik-ff.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń